"To najpoważniejszy kryzys polityczny i sytuacji bezpieczeństwa dla systemu putinowskiego od lat, bo rzeczywiście Władimir Putin po pierwsze zareagował, a nie zamiótł sytuację pod dywan, jak zwykł robić w takich sytuacjach odsuwając się w cień i z oddali obserwując przebieg wypadków. Tutaj mamy natychmiastową reakcję - zarówno mediów głównego nurtu, jak i samego prezydenta. Do tego włączyły się główne organy państwa jak Duma i większość przedstawicieli aparatu państwowego, łącznie z patriarchą moskiewskim, który wzywa do jedności narodowej. Wszyscy są postawieni w stan najwyższego alertu" - stwierdziła Legucka, ekspertka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Podkreśliła, że część obwodów, na czele z moskiewskim, weszła w tryb operacji antyterrorystycznej.
"Sytuacja jest więc poważna. To jeszcze nie jest jednak panika i wydaje się, że do przewrotu pałacowego jest jeszcze daleko, podobnie jak do stanu niebezpiecznego dla wszystkich, totalnego chaosu" - oceniła.
Jak wskazała, Prigożyn nie ma w Rosji zaplecza politycznego, które wsparłoby go jednoznacznie tak, by nastąpił rozłam elity, która jak na razie cały czas bezwzględnie popiera Władimira Putina.
"Co może się zmienić w trakcie pochodu Grupy Wagnera w kierunku Moskwy - to będzie zależało od tego, jak zareagują armia i jednostki służb takie jak Federalna Służba Bezpieczeństwa, Federalna Służba Ochrony, gwardia narodowa. Ten odcinek między Rostowem nad Donem a Moskwą, ta główna arteria, został zablokowany. Władze jednak podejmują działania, które są daleko wyprzedzające wobec tego, co może się wydarzyć: w Woroneżu zbombardowano składy paliwa, co może sugerować, że władze nie lekceważą sytuacji" - zauważa ekspertka.
"Na razie bez jednego wystrzału Grupa Wagnera zainstalowała się w Rostowie nad Donem, bez oporu militarnego czy ze strony lokalnych władz. Społeczność lokalna reaguje różnie: są tam i zwolennicy i przeciwnicy. Wygląda na to, że społeczeństwo rosyjskie nie będzie tu głównym faktorem wydarzeń; jest bierne i niedoinformowane, będzie nim elita polityczna. Decydująca moim zdaniem będzie postawa struktur siłowych" - dodała.
Oceniła, że Prigożyn "raczej nie może liczyć na wsparcie służb, które nie są bezpośrednio dotknięte przez wojnę", ale - jak oceniła - może szukać poparcia armii, rzucanej na pierwszą linię frontu, osłabionej, niedożywionej, której żołnierze mogą przechodzić na stronę Grupy Wagnera. Gdyby to się wydarzyło na wielką skalę - zaznaczyła - sytuacja może się znacząco zmienić.
"Prigożyn w to uderza, podkreślając, że żołnierze rosyjscy wykrwawiają się w bezsensownej wojnie, a władze ukrywają liczbę zabitych, bo tak wielką ponoszą klęskę" - zaznaczyła.
Inna opcja - mówiła Legucka - to "zainstalowanie się" wagnerowców na stałe w Rostowie nad Donem lub Woroneżu - o ile zostanie przez nich zdobyty - i stamtąd kierowanie żądań w kierunku Moskwy. Jednak zdaniem Lewickiej nie jest to korzystna sytuacja dla żadnej ze stron konfliktu.
Sytuacja buntu Wagnera w każdym scenariuszu jest dla reżimu Putina negatywna i osłabiająca, nawet szybkie zdławienie buntu nie zmieniłoby wrażenia, że system władzy jest dziurawy, chwiejny i nie gwarantuje 100 proc. bezpieczeństwa dla wszystkich. Zatem dla nich najlepszym wariantem byłoby szybkie zdławienie buntu, pokazanie uczestników marszu jako zdrajców lub przeprowadzenie pokazowych procesów.
Zdaniem Leguckiej bunt wagnerowców poprzez osłabienie reżimu tworzy korzystną sytuację dla walczących Ukraińców oraz może potencjalnie pomóc białoruskiej opozycji, jednak - zastrzegła - jest za wcześnie, by ocenić jaki może być rozwój wydarzeń.
"Najbliższe dni, a może nawet godziny pokażą, czy możemy mówić o poważnej zmianie" - stwierdziła.
W piątek lider współpracującej z rosyjskimi wojskami w inwazji na Ukrainę najemniczej Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn przekazał, że oddziały regularnej rosyjskiej armii zaatakowały obóz najemników, co poskutkowało licznymi ofiarami śmiertelnymi. Oznajmił, że zamierza "przywrócić sprawiedliwość" w siłach zbrojnych i wezwał, by nie okazywać mu sprzeciwu.
W sobotę w godzinach porannych przywódca najemników poinformował, że znajduje się w kwaterze Południowego Okręgu Wojskowego w Rostowie nad Donem i oczekuje tam na przybycie ministra obrony Siergieja Szojgu oraz szefa sztabu generalnego Walerija Gierasimowa. Zagroził, że w przeciwnym razie wagnerowcy "pójdą na Moskwę". Jak podała agencja Reutera, wagnerowcy przejęli również kontrolę nad obiektami wojskowymi w Woroneżu.
W sobotę rano Władimir Putin wystąpił z nadzwyczajnym przemówieniem, w którym nazwał Prigożyna (chociaż nie z nazwiska) zdrajcą, oskarżył o doprowadzenie do chaosu, a działania szefa wagnerowców porównał do przewrotu bolszewickiego z 1917 roku. (PAP)
autorka: Wiktoria Nicałek
jc/