"Faktyczna amnestia Prigożyna, ogłoszona po tym, jak Putin nazwał go zdrajcą, świadczy o tym, że z (kontrolą) są poważne problemy" – podkreślono na łamach Meduzy.
Autor komentarza Maksim Trudolubow zaznaczył, że nie ma wątpliwości, iż Prigożyn i jego "armia" były osobistym projektem Putina - funkcjonującym w "szarej strefie", ale wypełniającym polecenia głowy państwa. Według niego Putin przyjął błędne założenie, że po odcięciu od zasobów i finansowania (co miało miejsce w przypadku szefa Grupy Wagnera) Prigożyn przestanie działać. Tak się jednak nie stało.
"Być może w związku z tym, że został osaczony. (Władze) dawno chciały go zatrzymać, dlatego (Prigożyn) zdawał sobie sprawę, że zejście ze sceny nie wróży mu niczego dobrego. Bez komponentu siłowego byłby nikim innym, jak przestępcą – zarówno w Rosji, jak też poza nią" – zaznaczyła Meduza.
W związku z tym Prigożyn zaczął kilka miesięcy temu budować strategię komunikacyjną, która w efekcie przekształciła się w działalność polityczną, cechującą się "wszystkimi elementami radykalnego populizmu". To m.in. dzielenie społeczeństwa na "dobry lud" i "złe elity", żądanie i obietnica zbawienia narodu, a także autorytarne metody realizacji tych haseł.
"Powstanie wagnerowców", które wyrosło z tego spektaklu, choć krótkotrwałe, najprawdopodobniej poważnie uderzy we władzę Putina. Bunt zademonstrował słabość putinowskiego systemu w jego centralnym punkcie – elemencie siłowym. Prigożyn właśnie pokazał, że bez jednego strzału można zająć milionowe miasto, a potem ruszyć na Moskwę, nie napotykając na opór" – ocenił autor komentarza.
"Bunt Prigożyna to kolejne ogniwo procesu, w wyniku którego król zostanie uznany za nagiego" – podkreślił komentator, wymieniając wcześniejsze takie przypadki – niepowodzenia inwazji na Ukrainę i upadek mitu o "drugiej armii świata", partyzanckie działania dywersyjne w obwodzie biełgorodzkim, a także dezinformowanie Putina o sytuacji na Ukrainie przez jego otoczenie. (PAP)
sm/