Zapraszając na seans filmu „Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One” Marcin Dorociński przypomniał to, co mówił już wcześniej. Wyznał, że w 1996 roku, gdy na ekrany wchodziła pierwsza część „Mission: Impossible”, on, 23-letni wtedy chłopak, nawet by nie przypuszczał, że lata później wystąpi w tej serii. Nie tylko w siódmej odsłonie cyklu, ale i części ósmej, która do kin trafi za rok.
Do wczorajszego seansu nie było wiadomo, w jaką postać w siódmej części „Mission: Impossible” wciela się Marcin Dorociński. Stąd reakcja prowadzącego warszawską premierę, który z uśmiechem zauważył, ze popularny aktor zaspoilerował seans. Fanom polskiego aktora z pewnością jednak spadł kamień z serca na wiadomość o tym, że grana przez niego bohater przeżyje wydarzenia opowiedziane w „Part One”. Bez słów Dorocińskiego nie byłoby to takie oczywiste, co okazało się już po seansie.
Marcin Dorociński wciela się w filmie Christophera McQuarriego w rolę kapitana rosyjskiego okrętu podwodnego, która to postać może kojarzyć się z granym przez Seana Connery’ego Marko Ramiusa z głośnego „Polowania na Czerwony Październik”. Rejs okrętu kończy się tragicznie - zostaje on trafiony torpedą i osiada głęboko na dnie. Znaczna część załogi umiera na miejscu. Słowa wypowiedziane przez Dorocińskiego świadczą o ty, że akurat jego bohater przeżyje.
Od dawna wiadomo było, że siódma i ósma część „Mission: Impossible” opowiedzą jedną historię. W siódmej odsłonie cyklu Ethan Hunt i jego sprawdzeni w boju koledzy wyruszają na poszukiwanie tajemniczego klucza będącego najważniejszym elementem układanki, na szczycie której jest tajemnicza sztuczna inteligencja, tzw. Byt. Kto będzie go miał, zapanuje nad całym światem.
W filmie „Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One” Marcin Dorociński nie pojawił się w jednej scenie z Tomem Cruisem. Być może stanie się to w kolejnej odsłonie kultowego cyklu. (PAP Life)
jos/