W wywiadzie dla "Welt", "Bild" i "Politico", szef MSZ Ukrainy Dmytro Kułeba powiedział, że obecny niemiecki rząd nie powinien podążać tą samą drogą, co kanclerz Angela Merkel w 2008 roku, "kiedy zaciekle sprzeciwiała się wszelkim postępom w sprawie członkostwa Ukrainy w NATO".
Rządy Niemiec i Francji odrzuciły członkostwo Ukrainy i Gruzji w NATO na szczycie w Bukareszcie; a jak podkreślali komentatorzy ta decyzja "otworzyła drzwi dla inwazji Putina na Gruzję i ostatecznie nielegalnej aneksji Krymu".
Gdyby Ukraina była członkiem NATO już w 2014 roku, nie doszłoby do aneksji Krymu, wojny w Donbasie, a teraz do inwazji na cały kraj - podkreślił szef ukraińskiej dyplomacji.
Według Kułeby, Ukraina nie spodziewa się przyjęcia do NATO w czasie wojny.
"Ale po wojnie byłoby samobójstwem dla Europy, gdyby nie zaakceptowała Ukrainy jako członka NATO" - zaznaczył. Dodał, że Ukraina poza NATO oznaczałaby, że wojna jest nadal opcją.
Ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski został zaproszony na zbliżający się szczyt NATO, który odbędzie się 11 i 12 lipca w litewskim Wilnie.
"Według brukselskich dyplomatów, zwłaszcza USA i Niemcy mają zastrzeżenia co do szybkiego przyjęcia Ukrainy do sojuszu wojskowego" - napisał portal tygodnika "Spiegel".
Na początku czerwca kanclerz Olaf Scholz (SPD) nie dawał Ukrainie nadziei na szybkie zaproszenie do NATO - przypomniał "Spiegel".
"Istnieją bardzo jasne kryteria członkostwa" - powiedział Scholz.
Według niego obejmuje to również brak konfliktów granicznych w danym kraju.
W tym tygodniu szef komisji spraw zagranicznych niemieckiego Bundestagu Michael Roth stwierdził w wywiadzie dla tygodnika "Zeit", że pomimo trwającej wojny z Rosją można przyjąć do NATO część Ukrainy kontrolowaną przez władze w Kijowie. Propozycja spotkała się z ostrą krytyką ze strony polityków SPD, czyli partii Rotha (i Scholza).
"Nie potrzebujemy posłów działających w pojedynkę, ale wspólnej polityki z naszymi sojusznikami" - skomentował to stanowisko ekspert SPD ds. polityki zagranicznej Ralf Stegner w wypowiedzi dla "Spiegla".
Przed szczytem NATO opozycja w Bundestagu wywiera presję na rząd w sprawie członkostwa Ukrainy. Grupa parlamentarna CDU/CSU popiera perspektywę przystąpienia Ukrainy do NATO. Wezwała we wniosku rząd federalny do "włączenia Ukrainy w architekturę bezpieczeństwa, która zapewni Ukraińcom trwałe bezpieczeństwo przed rosyjską agresją, która zachowa integralność terytorialną Ukrainy(...)", a w przyszłości umożliwi przystąpienie do NATO.
We wniosku chadeków, który można przeczytać na stronie Bundestagu, napisano także, że Niemcy mogą wykorzystać szczyt NATO, "aby odbudować zaufanie i reputację, zwłaszcza w Europie Środkowej i Wschodniej, na Ukrainie i w USA". Politycy opozycji przypomnieli, że "Niemcy straciły wiele zaufania i reputacji wśród swoich partnerów z NATO z powodu opóźnień i blokad we wspieraniu Ukrainy ciężką bronią w ciągu ostatniego roku".
Ukraina jeszcze przed rosyjskim atakiem wielokrotnie domagała się dostaw broni z Niemiec, ale spotykało się to z odmową kierowanego przez Olafa Scholza rządu koalicyjnego SPD, Zielonych i FDP. W styczniu, na miesiąc przed agresją, ówczesna minister obrony Christine Lambrecht ogłosiła, że Niemcy dostarczą Ukrainie 5000 wojskowych hełmów ochronnych. To "bardzo wyraźny sygnał: stoimy po waszej stronie" - powiedziała wtedy.
"Ukraina nie otrzymała nowej broni z niemieckich fabryk, choć firmy zbrojeniowe oferują ją od tygodni; Niemcy są 4. co do wielkości eksporterem broni na świecie, ale do tej pory dostarczały jedynie broń z niewielkich zapasów Bundeswehry" - pisał pod koniec marca 2022 roku dziennik "Die Welt".
Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ) pisał w wówczas, że Niemcy, które zapowiedziały dostawy broni "na dużą skalę" dla Ukrainy, w rzeczywistości dostarczają jedynie bardzo drobny sprzęt wojskowy; "kanclerz Olaf Scholz rujnuje reputację niemieckiej polityki".
Ówczesny ambasador Ukrainy w Berlinie Andrij Melnyk powiedział na początku czerwca ubiegłego roku telewizji ARD i ZDF, że "po 100 dniach wojny, do tej pory na Ukrainę nie dostarczono z Niemiec ani jednej sztuki ciężkiego sprzętu".
W kwestii dostaw broni na Ukrainę "Niemcy nie wywiązują się ze swoich zobowiązań i zwlekają, a ludzie umierają każdego dnia (...)" - mówił w tamtym czasie lider partii CDU Friedrich Merz telewizji ZDF. "Gdyby wszystkie państwa zachowywały się jak Niemcy, armia rosyjska już zajęłaby Kijów".
W lipcu 2022 roku FAZ pisał: "Na aktualnej liście dostarczonej broni ciężkiej rządu niemieckiego znajduje się tylko siedem samobieżnych haubic. Według Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii, żaden kraj nie ma większej luki pomiędzy zobowiązaniami a dostawami. Sama Polska dostarczyła około sześć razy więcej materiałów wojskowych niż Niemcy".
W połowie września ambasador USA w Niemczech Amy Gutmann wezwała rząd niemiecki do większego wsparcia dla walki obronnej Ukrainy z Rosją. Gutmann powiedziała w telewizji ZDF, że z zadowoleniem i podziwem przyjmuje to, co Niemcy robią dla Ukrainy. "Mimo to moje oczekiwania wobec Niemiec są jeszcze większe".
Kanclerz Olaf Scholz pytany wtedy o dostawę zachodnich czołgów oświadczył, że "pozostaje to stanowisko, które rząd niemiecki zajmował od początku i które będzie również naszym stanowiskiem na przyszłość, a mianowicie, że Niemcy nie mogą działać w pojedynkę".
Doradca prezydenta Zełenskiego Mychajło Podolak powiedział we wrześniu dziennikowi "Bild": "Niemiecka odmowa dostarczenia nam czołgów podczas udanej kontrofensywy (...) jest zaskakująca i krótkowzroczna", a ambasador Melnyk wezwał rządzącą koalicję, "aby natychmiast dała zielone światło na dostarczenie Leopardów, Marderów, Fuechsów (...), aby przyspieszyć wyzwolenie okupowanych terenów. Liczy się każdy dzień".
Pod koniec września chadecka Unia CDU/CSU poniosła porażkę w Bundestagu z propozycją zwiększenia wsparcia militarnego dla Ukrainy. Projekt wzywał do "natychmiastowego i zauważalnego zwiększenia niemieckiego wsparcia pod względem ilościowym i jakościowym".
Wspieranie Ukrainy to "najlepsza gwarancja dla naszego bezpieczeństwa i pokoju na następne dekady, a każdy, kto nie wspiera Ukrainy "albo zdradził wartości naszej cywilizacji, albo został ogłupiony przez Rosję" - mówił pod koniec października w Berlinie premier Mateusz Morawiecki podczas międzynarodowej konferencji poświęconej odbudowie Ukrainy.
Szefowa German Marshall Fund Heather Conley skrytykowała w wywiadzie udzielonym dziennikowi "Welt" na początku listopada opieszałą pomoc zbrojeniową Berlina dla Ukrainy. Jak podkreśliła, w kwestii dostaw czołgów "Niemcy mogą podjąć decyzję samodzielnie, nie muszą czekać na Waszyngton".
W grudniu dziennik "Welt" zauważył, że "po ataku Rosji na Ukrainę kanclerz Olaf Scholz ogłosił militarny 'punkt zwrotny' (Zeitenwende) (...), ale jak dotąd prawie nic się nie wydarzyło". Sojusznicy Berlina niekiedy reagują na to zniecierpliwieniem, "chyba nigdzie Niemcy nie straciły zaufania tak bardzo jak w Polsce".
Termin "Zeitenwende" został w grudniu wybrany przez Towarzystwo Języka Niemieckiego słowem roku 2022 w Niemczech. O "Zeitenwende" kanclerz RFN Olaf Scholz powiedział w przemówieniu pod koniec lutego, po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. W Polsce termin ten tłumaczony jest najczęściej jako "punkt zwrotny".
"Rosyjska inwazja na Ukrainę wyznacza 'Zeitenwende' (punkt zwrotny, dosłownie: przełom czasów). Zagraża całemu naszemu powojennemu porządkowi" - oświadczył Scholz w słynnym już przemówieniu w Bundestagu.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia tygodnik "Spiegel" napisał: "Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski pojechał do USA, by podziękować za wsparcie i poprosić o dalszą pomoc. USA to kraj, który wspiera Ukrainę, znacznie bardziej niż Niemcy. Trudno oczekiwać, że Zełenski wkrótce wręczy kanclerzowi Niemiec Olafowi Scholzowi medal od ukraińskiego żołnierza, jak zrobił to w przypadku Joe Bidena".
Spiegel" zwrócił uwagę, że "od początku wojny Niemcy udzieliły pomocy o wartości dobrych pięciu miliardów euro - wliczając w to wszystkie dostawy broni i inne świadczenia rzeczowe. Dla porównania, odpowiada to zaledwie trzem procentom uzgodnionego jesienią pakietu pomocowego, który ma złagodzić skutki wojny dla Niemiec".
W połowie stycznia 2023 roku minister obrony Niemiec Christine Lambrecht podała się do dymisji. Zdaniem opozycji Lambrecht "nigdy nie sprostała swoim obowiązkom jako ministra obrony", a jej mianowanie na to stanowisko było kardynalnym błędem kanclerza Olafa Scholza. Jej następcą został Boris Pistorius, który według sondaży jest obecnie najpopularniejszym politykiem w Niemczech.
24 stycznia media poinformowały, że "Decyzja zapadła: Niemcy dostarczą Ukrainie czołgi Leopard 2". Dzień później niemiecki rząd potwierdził tę informację. "Niemcy udzielą też zezwolenia krajom partnerskim, które chcą szybko dostarczyć czołgi Leopard 2 ze swoich zapasów na Ukrainę" - poinformowano. Tego samego dnia Olaf Scholz w trakcie debaty w Bundestagu wykluczył dostawy myśliwców dla Ukrainy.
Rosyjska wojna napastnicza na Ukrainie zwiększyła pewność siebie i prestiż Polski w polityce zagranicznej; przez dwa tygodnie to Polska wywierała szczególną presję na Niemcy w związku z dostawą czołgów Leopard na Ukrainę - napisał tego dnia portal telewizji ZDF.
Tygodnik "Economist" zauważył, że w Berlinie panuje przekonanie, że Scholz odniósł dyplomatyczne zwycięstwo, ponieważ zwlekając z decyzją w sprawie Leopardów zmusił - jak sądzą Niemcy - Amerykę do przekazania Ukrainie czołgów Abrams. Niezależnie od tego, jakie były przyczyny wahań kanclerza, jego postawa zaszkodziła dyplomatycznej pozycji Niemiec - oceniła gazeta.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
jc/