Rzecznik lubuskiej PSP: na pogorzelisku w Przylepie wciąż działa kilkunastu strażaków

2023-07-24 13:03 aktualizacja: 2023-07-24, 22:06
Miejsce pożaru, hala z niebezpiecznymi odpadami. Fot. PAP/Lech Muszyński
Miejsce pożaru, hala z niebezpiecznymi odpadami. Fot. PAP/Lech Muszyński
Prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki powiedział, że choć doszło do skażenia terenu, to normy nie zostały przekroczone tak, by zagrażało to życiu i zdrowiu. Zapewnił, że w każdej chwili można było przeprowadzić ewakuację, ale nie było takiej potrzeby.

"Podjęliśmy decyzję o przygotowaniu wariantu ewakuacji mieszkańców, autobusy były w dyspozycji, placówki czekały. W tym momencie robiliśmy badania powietrza. Okazało się, że normy nie zagrażają zdrowiu i życiu" - tak prezydent Zielonej Góry relacjonował działania w związku z sytuacją kryzysową związaną z pożarem hali w Przylepie.

Włodarz dodał: "To nie oznacza, że nie doszło do skażenia. Dobrze o tym wiemy, że to miało miejsce. Ale te normy, które nakazywałyby rozpoczęcie ewakuacji nie zostały przekroczone".

Kubicki tłumaczył, że zakłady w Przylepie szczęśliwie nie są podłączone do miejskiej kanalizacji deszczowej i sanitarnej.

"Gdyby wody się do niej dostały, mogłoby dojść do sytuacji niebezpiecznej" - przyznał.

Z jego relacji wynika, że ścieki z terenu zakładu są wypompowywane, badane i wywożone.

"Kanalizacja deszczowa miała odprowadzenie do zewnętrznych zbiorników, tam jest woda skażona" - powiedział prezydent.

Jeden z tych zbiorników - według jego relacji - był nielegalnie podłączony do cieku, ale został przez służby natychmiast odłączony.

"Ta skażona woda zostanie wywieziona na składowisko odpadów niebezpiecznych" - powiedział Kubicki.

Dodał, że prawdopodobnie doszło do skażenia gleby, będzie ona badana, podobnie jak pobliskie ujęcia wody, przez sanepid.

 

Kilkunastu strażaków wciąż prowadzi działania na pogorzelisku w Przylepie, ale są to już czynności prewencyjne – powiedział PAP w poniedziałek rzecznik lubuskiej PSP st kpt. Arkadiusz Kaniak. Pogorzelisko zabezpiecza policja.

Strażacy z pożarem hali w Przylepie, w której składowane były niebezpieczne substancje, walczyli od soboty. W akcji brało udział ok. 200 strażaków. W niedzielę wieczorem rzecznik prasowy lubuskiej PSP st. kpt. Arkadiusz Kaniak poinformował, że działania gaśnicze zakończyły się; na miejscu – na dozór nocny – pozostały trzy zastępy straży pożarnej.

Teren, na którym doszło do pożaru zabezpiecza policja, która kontroluje, by osoby nieuprawnione nie miały tam wstępu. Jak zauważyła w poniedziałek reporterka PAP, która była na miejscu, nad pogorzeliskiem wciąż unosi się duszący, gryzący zapach spalonych odpadów. Działania na miejscu nadal prowadzą strażacy.

Rzecznik Prasowy Lubuskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP st. kpt. Arkadiusz Kaniak powiedział, że na pogorzelisku w Przylepie wciąż działa kilkunastu strażaków.

Jak tłumaczył, "to standardowa procedura, że w przypadku pożaru, szczególnie takiego pożaru z jakim mieliśmy do czynienia, musimy zostawić pewną ilość sił i środków na dozór, na sprawdzenie samego pożarzyska czy przypadkiem nie dochodzi do odnowień pożaru".

"Tutaj wszystkich uspokajam, nie ma takiej sytuacji - nie zanotowaliśmy odnowienia pożaru pomimo tego, że mamy do czynienia z dużą powierzchnią hali" – dodał.

Kaniak zaznaczył, że "strażacy jeszcze pozostaną, zabezpieczając miejsce pod tym względem, a jeżeli będzie taka potrzeba, to być może podejmą działania chociażby schładzania miejsca pożarzyska jako też jeden z tych elementów działania prewencyjnego".

Kaniak pytany, jak długo te działania na miejscu mogą jeszcze potrwać, powiedział, że "chcielibyśmy zakończyć je definitywnie dzisiaj".

"Szczególnie zależy nam na tym, żeby lokalni przedsiębiorcy, którzy znajdują się w pobliżu mogli już się wprowadzić. Tutaj problem jest taki, jak chociażby odcięty prąd, ze względu bezpieczeństwa na czas prowadzenia działań musieliśmy to zrobić" – mówił.

Kaniak pytany, czy duszący zapach unoszący się nad pogorzeliskiem nie jest niebezpieczny dla lokalnych mieszkańców powiedział, że "jeżeli mówimy tutaj o tym, co czuć, co się unosi tutaj w powietrzu; to nie jest to niebezpieczne".

"Wielokrotnie badaliśmy to podczas działań i również teraz regularnie sprawdzamy jakość powietrza. Mamy to tego odpowiedni sprzęt, mamy fachowców, w Zielonej Górze działa specjalistyczna grupa ratownictwa chemiczno-ekologicznego, fachowcy z odpowiednim sprzętem. Natomiast ten zapach, który czujemy, to jest zapach po prostu po pożarowy" – powiedział.

Dzisiaj rano rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Ewa Antonowicz powiedziała PAP, że w sprawie pożaru "prowadzone jest postępowanie sprawdzające, niemal od momentu pierwszych informacji (o zdarzeniu), zabezpieczane są materiały".

"W związku z tym, że na miejscu jest zagrożenie dla życia i zdrowia prokuratora, który prowadziłby oględziny, czynności nie zostały tam jeszcze przeprowadzone" – powiedziała Ewa Antonowicz.

Dodała, że najprawdopodobniej w poniedziałek po południu zostaną podjęte decyzje, co do dopuszczenia śledczych na miejsce pożaru.

"Wstępnie, w godzinach popołudniowych być może, ekipa śledcza będzie dopuszczona do tego miejsca" – podkreśliła.

Zezwolenie na składowisko odpadów w Przylepie wydał w 2012 r. starosta zielonogórski Ireneusz Plechan (PO). PAP dotarła do tego dokumentu. Od tego czasu w Przylepie pod Zieloną Górą funkcjonowała hala pełna niebezpiecznych odpadów.

Zgodnie z polskimi przepisami pozwolenia na gromadzenie i utylizowanie niebezpiecznych substancji wydają starostowie. W 2012 r. Przylep był na terenie powiatu zielonogórskiego. W związku z tym, pozwolenie firmie Awinion wydał ówczesny starosta zielonogórski Ireneusz Plechan. Zezwolił na zwożenie odpadów do hali po dawnych zakładach mięsnych.(PAP)

Autor: Luiza Łuniewska

jc/