Szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta w programie "Kwadrans polityczny" TVP1 został zapytany o słowa szefa PO Donalda Tuska, który napisał w niedzielę na Twitterze, że "PiS szuka pomocy wagnerowców ze strachu przed wyborami".
"Mam wrażenie, że Donald Tusk szuka ratunku wyborczego, bo widać ewidentnie, że sondaże nie są zbyt łaskawe dla opozycji, dla KO. My o bezpieczeństwo Polski i Polaków, dbamy także i pewnymi decyzjami wyprzedzającymi. Pomyślmy sobie, jak dzisiaj czulibyśmy się, mając świadomość, że tuż za naszą granicą dyslokowani są rosyjscy kryminaliści, przysłani przez Putina i Łukaszenkę, gdyby nie było tam płotu, gdyby nie było tam wcześniej wysłanych dwóch brygad Wojska Polskiego" - zwrócił uwagę Przydacz.
"My, jako szeroko pojęty obóz rządzący, chcemy przede wszystkim realizować konkretne działania, tym konkretnym działaniem jest zabezpieczenie polskiej granicy wschodniej i polityka odstraszania Rosji" - wskazał prezydencki minister.
Podkreślił, że Polska dba o "całość bezpieczeństwa NATO".
Jak mówił, "ci, którzy lekceważą albo próbują wyśmiewać, rozgrywać jakąś swoją polityczną gierkę na tej tematyce tak naprawdę szkodzą bezpieczeństwu państwa polskiego". "Nie należy ani tego lekceważyć, ani oczywiście uważać, że grozi nam natychmiastowa wojna. Nie tędy droga. Musimy być po prostu zabezpieczeni i patrzeć na tę sytuację uważnie, starać się jak najszybciej reagować w duchu polityki odstraszania" - dodał szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta.
Odnosząc się do tego, że "dyskurs opozycji zmierza w tym kierunku, że na pewno będzie wprowadzony stan wyjątkowy, żeby przesunąć wybory", powiedział: "To jest znów straszenie, mam wrażenie przez część obozu lewicowego czy liberalno-lewicowego".
"Widać, że skoro nie udaje się przekonywać wyborców pozytywną agendą, to próbują przekonywać ludzi jakimś strachem przed rzekomo autorytarnymi rządami, brakiem demokracji. Przez całe osiem lat ta krytyka jest powtarzana, tylko w różnej formule, a każdy z Polaków widzi, jak wygląda rzeczywistość" - podkreślił.
Na pytanie, czy któryś z terminów wyborów między 15 października a 5 listopada jest preferowany przez prezydenta, odpowiedział: "To jest decyzja pana prezydenta, tak wskazuje polska konstytucja, która mówi jasno, że prezydent RP wskazuje datę wyborów".
Wskazał, że "data wyborów jest uzależniona od kalendarza wyborczego". "Do połowy sierpnia ta decyzja musi zostać podjęta. Prezydent wielokrotnie mówił, że dochowa wszelkich obowiązków wynikających z zapisów konstytucji. Jeśli pan prezydent mówił, że jakaś data jest bardzo ładna, to nie wywodziłbym z tego jakiś daleko idących wniosków" - dodał.
Przydacz o terminie wyborów parlamentarnych: jesienią wybory się odbędą
Przydacz zaznaczył, że "jesienią wybory się odbędą, odbędą się w sposób bezpieczny, dobrze zorganizowany". "To, na czym zależy pani prezydentowi, to frekwencja. Namawia Polaków, aby szli do urn, szli do wyborów, temu służyły różnego rodzaju zmiany, aby Polacy zwłaszcza z tych mniejszych miejscowości, (...)aby samorządy jak najbardziej im to ułatwiały przez otwarcie nowych lokali wyborczych albo poprzez zapewnienie odpowiedniego dowozu" - powiedział Przydacz.
Termin zarządzenia wyborów do Sejmu i Senatu upływa 14 sierpnia - zgodnie z przepisami zarządza je prezydent nie później niż na 90 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu. Obecna kadencja Sejmu i Senatu trwa od 12 listopada 2019 r. i zakończy się w dniu poprzedzającym pierwsze posiedzenie Sejmu następnej kadencji.
Zgodnie z konstytucją wybory parlamentarne muszą zostać wyznaczone na dzień wolny od pracy, przypadający w ciągu 30 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu. Możliwe są zatem cztery terminy: 15 października, 22 października, 29 października lub 5 listopada. (PAP)
Autor: Katarzyna Krzykowska
mmi/