Czystki w siłach rakietowych w Chinach. Nowy dowódca, który obejmie kontrolę nad arsenałem nuklearnym

2023-08-03 07:48 aktualizacja: 2023-08-03, 09:42
Gwardia honorowa Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej dopasowuje mundury, przygotowując się do wzięcia udziału w ceremonii przed Pomnikiem Bohaterów Ludowych z okazji Dnia Męczenników ku czci zmarłych bohaterów narodowych, fot. PAP/EPA/ROMAN PILIPEY
Gwardia honorowa Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej dopasowuje mundury, przygotowując się do wzięcia udziału w ceremonii przed Pomnikiem Bohaterów Ludowych z okazji Dnia Męczenników ku czci zmarłych bohaterów narodowych, fot. PAP/EPA/ROMAN PILIPEY
Przywódca Chin Xi Jinping mianował w poniedziałek nowego dowódcę i komisarza politycznego sił rakietowych, które zajmują się również arsenałem nuklearnym. Jego poprzednik nie był widziany publicznie od tygodni. Dr Michał Bogusz z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) mówi PAP, że chociaż wymiar polityczny tej sprawy jest nieznany, celem czystek może być były minister obrony Wei Fenghe.

Były zastępca dowódcy marynarki wojennej, generał Wang Houbin, zastąpił Li Yuchao na stanowisku dowódcy Sił Rakietowych Armii Ludowo-Wyzwoleńczej – poinformowała w krótkim komunikacie państwowa agencja informacyjna Xinhua.

Nowym komisarzem politycznym jednostki, który nadzoruje dyscyplinę polityczną i instruktaż ideologiczny, został członek Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin (KPCh) Xu Xisheng. Obaj zostali również awansowani do stopnia generała.

Państwowe media nie podały, gdzie został przeniesiony ani gdzie przebywa dotychczasowy dowódca Sił Rakietowych Li Yuchao. Generał Li Yuchao i jego zastępca generał Liu Guangbin nie byli widziani publicznie od tygodni.

"Znikają, są aresztowani za korupcję lub umierają ludzie – ponoć – powiązani z Wei Fenghe" – mówi ekspert warszawskiego OSW dr Michał Bogusz.

Wei Fenghe piastował do marca funkcję ministra obrony, był też dowódcą drugiego korpusu artylerii, który Xi Jinping w 2016 r. przekształcił w nowy rodzaj sił zbrojnych – wojska rakietowe, dysponujące m.in. bronią atomową. Wei obecnie jest członkiem Centralnej Komisji Wojskowej KC KPCh, której przewodniczy sam Xi Jinping.

Jednak politycznie Wei był człowiekiem Jiang Zemin, zmarłego w zeszłym roku sekretarza generalnego KPCh w latach 1989-2002.

Portal BBC i hongkoński dziennik "South China Morning Post" zwracały uwagę, że w sprawie może chodzić o zarzuty związane z korupcją. Bogusz ocenia jednak, że takie traktowanie tej kwestii może być zbytnim uproszczeniem.

"Nieznany obecnie wymiar polityczny sprawy nie przekreśla oczywiście samych zarzutów korupcyjnych, ale to jakby karać kogoś za jedzenie ryżu. Stąd spekulacje, że celem może być Wei. Ten jest zbyt dobrze umocowany politycznie, aby tak po prostu go usunąć, więc operacja budowania wrażenia, że źle się dzieje w wojskach rakietowych, miałaby sens, aby go osłabić" – wyjaśnia badacz.

Innym wytłumaczeniem nagłego i jednoczesnego wymienienia dwóch kluczowych osób w Siłach Rakietowych jest możliwość wykrycia przecieków lub siatki szpiegowskiej. "W takim wypadku przyznanie się, że elitarne jednostki zostały spenetrowane przez obcy wywiad, byłoby złe z propagandowego punktu widzenia, więc dowództwo, które nie wykazało się czujnością, jest karane pod zarzutem korupcji" – mówi ekspert OSW.

Część komentatorów zwraca także uwagę, że zastąpienie generałów przez oficerów bez doświadczenia sugeruje, że Xi stawia na lojalność wobec siebie ponad doświadczenie, i usiłuje w ten sposób wzmocnić swoją władzę nad armią.

Tego wątki nie wyklucza też ekspert OSW, który nazwa taki scenariusz "rutynową czystką".

"Xi Jinping nakazał – ponownie – najwyższemu dowództwu kraju wznowienie wysiłków na rzecz wyeliminowania korupcji, wzywając je do przywrócenia absolutnego przywództwa KPCh nad siłami zbrojnymi" – zaznacza dr Bogusz.

Przewodniczący KPCh Xi Jinping, będący również głównodowodzącym sił zbrojnych, mówił, że zapewnienie dyscypliny partyjnej w szeregach jest "gwarancją polityczną", której armia potrzebuje, aby osiągnąć swój cel.

"To by potwierdzało ostatnią hipotezę, ale tylko czas pokaże, o co naprawdę chodzi" – ocenia w rozmowie z PAP dr Michał Bogusz z Ośrodka Studiów Wschodnich. (PAP)

sm/