MON poinformowało we wtorek, że tego dnia doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez dwa śmigłowce białoruskie. Szef resortu Mariusz Błaszczak polecił zwiększyć liczbę żołnierzy na granicy i wydzielić dodatkowe siły i środki, w tym śmigłowce bojowe.
Szatkowski pytany w Polsat News, czy zapadały jakieś decyzje w kwaterze głównej NATO po tym, co stało się 1 sierpnia oraz czy możemy spodziewać się jakiś wzmocnień, odpowiedział: "Trwają oczywiście rozmowy, na poziomie politycznym. Wiem, że minister Mariusz Błaszczak (szef MON - przyp. PAP) rozmawia ze swoimi odpowiednikami, również ja w kwaterze głównej odbyłem rozmowy z ambasadorami państw sojuszniczych".
"Ale ten sygnał, tutaj kanałem zasadniczym, był kanał wojskowy, on poszedł ze strony polskich struktur wojskowych do dowódcy strategicznego generała Cavoliego (gen. Christopher Cavoli, naczelny dowódca Sił Sojuszniczych NATO w Europie - przyp. PAP). Gen. Cavoli dowodzi operacją, która ma miejsce na całym obszarze styczności Sojuszu z obszarem zagrożenia, w szczególności w wymiarze powietrznym" - wyjaśnił Szatkowski.
Ocenił, że "gen. Cavoli na pewno przedsięweźmie takie środki, które będą możliwe, żeby wzmocnić tę czujność".
"Na przyszłość będziemy starali się tak reagować, żeby prawdopodobieństwo takich wtargnięć było jak najmniejsze" - zapowiedział.
Polski ambasador przy NATO został poproszony także o ocenę działań strony polskiej względem białoruskich śmigłowców. "Względem ewentualnych prowokacji, które są intencjonalne, powinniśmy reagować w sposób zdeterminowany, tutaj nie powinno być wątpliwości, ale w tym wypadku, nie mamy takiej pewności" - wskazał Szatkowski.
"Pamiętajmy zresztą, że kwestia artykuł 5 NATO dot. ataku intencjonalnego. Tu zalecana byłaby ostrożność" - dodał.
Podkreślił, że "gdyby ta sytuacja miała charakter jednoznacznie intencjonalny i powiedzmy wobec wezwań sił Sojuszniczych, te statki obce nie opuściłyby terytorium, wówczas rzeczywiście, moglibyśmy mówić o sytuacji, w której należałoby je zestrzelić".
Odnosząc się do tego, że polski system obrony nie zauważył tych białoruskich śmigłowców, zwrócił uwagę, że "to sytuacja, która ma miejsce w skali całego Sojuszu".
"Od lat 90. tak naprawdę skupiano się na ochronie przestrzeni powietrznej szczególnie na tym górnym pułapie, bo ten dolny jest najbardziej kosztowny, trudny, (...) System w skali wielu państw na świecie, ale także NATO, ma pewne słabsze miejsca i tymi miejscami niewątpliwie są najniższe pułapy. Ale prowadzone są działania, w skali całego Sojuszu, ale także Polska prowadzi takie działania w tempie przyspieszonym, żeby te zdolności, jak najszybciej uzupełnić" - powiedział.
Wskazał, że "nie jest to sytuacja nadzwyczajna, jest wręcz można powiedzieć sytuacja typowa, że w obszarze przygranicznym, na najniższych pułapach występują swego rodzaju dziury w zdolnościach do kontroli przestrzeni powietrznej". (PAP)
Autorka: Katarzyna Krzykowska
mmi/