Bezgraniczna fanatyczka, której idee podchwytywał Kreml. Biografia Wandy Wasilewskiej rzuca nowe światło na jej działalność

2023-08-08 08:39 aktualizacja: 2023-08-08, 13:52
Wanda Wasilewska. Fot. PAP
Wanda Wasilewska. Fot. PAP
Pierwsza wśród zdrajców była bez wątpienia Wanda Wasilewska. Należy odróżnić sytuację, w której próbuje się przeżyć w systemie totalitarnym, od postawy, którą przyjęła Wasilewska, a zatem bezgranicznego fanatyzmu – mówi PAP Piotr Lipiński, autor biografii „Wasilewska. Czarno-biała”, która ukazuje się w połowie sierpnia.

Polska Agencja Prasowa: Co oznaczało dla kobiety bycie politykiem w Związku Sowieckim za czasów Stalina?

Piotr Lipiński: Na tle innych kobiet w ZSRS Wanda Wasilewska osiągnęła bardzo dużo. Można jednak powiedzieć, że jest to osiągnięcie, które należy oceniać przez pryzmat obecności kobiet w życiu politycznym Związku Sowieckiego i pozostałych krajów komunistycznych. W kręgu władzy tych państw było zaskakująco niewiele kobiet, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę „postępową” ideologię głoszoną przez partie komunistyczne. Można zauważyć, że z punktu widzenia Wasilewskiej „przebicie” się tak wysoko było znaczącym osiągnięciem. Na palcach można policzyć kobiety, które w ruchu komunistycznym odegrały istotną rolę. W powojennej, komunistycznej Polsce, gdy najbardziej znaczącą kobietą w aparacie władzy była słynna Julia Brystiger „Luna”. W Biurze Politycznym KC PZPR zasiadały cztery kobiety, które pojawiły się w tym gronie dopiero w latach osiemdziesiątych. Sama Wasilewska nie przywiązywała do tych spraw większego znaczenia. Uznawała, że płeć w polityce nie powinna mieć żadnego znaczenia.

Oczywiście pomimo awansu Wasilewskiej do „pierwszej ligi” pojawia się pytanie, na ile była samodzielnym politykiem, a w jakim stopniu narzędziem, którym posługiwał się Stalin i jego otoczenie. Bez wątpienia jednak występowała z inicjatywami, które były podchwytywane przez Kreml. Była więc najbardziej wpływową Polką II wojny światowej, ponieważ w jakimś stopniu współdecydowała o losach setek tysięcy, a być może milionów Polaków w Związku Sowieckim.

PAP: Zauważa pan, że „Leon Wasilewski pragnął przekazać nienawiść do sowieckiego komunizmu” swojej córce, a „wszystkich komunistów uważał za agentów Moskwy”. Dlaczego ojciec Wandy Wasilewskiej był tak nieskuteczny w przekazywaniu swojego poglądu na reżim sowiecki?

P. Lipiński: Być może moja opinia jest tanim psychologizowaniem, ale wydaje się, że postawa polityczna Wandy Wasilewskiej była formą buntu przeciwko ojcu, wybitnemu działaczowi lewicy niepodległościowej. Wanda mogła się czuć osamotniona przez ojca, który wyjechał do Warszawy, pozostawiając żonę i córkę w Krakowie. Po wkroczeniu w dorosłość Wasilewska stała się radykalną socjalistką, co wynikało nie tylko z buntu wobec ojca, ale także stosunkowo częstego wśród inteligencji zjawiska uwiedzenia przez propagandę sowiecką. Wielu pisarzy i polityków jeździło na wschód, gdzie podziwiali przygotowane dla nich „wioski potiomkinowskie” i na ich podstawie po powrocie do swoich krajów opisywali, jak wspaniałe jest życie w „kraju rad”. Trzeba pamiętać także, że wielu odwiedzających Związek Sowiecki nie mogło zobaczyć, jak wygląda życie w tym kraju. Ten reżim potrafił budować alternatywną rzeczywistość na potrzeby zagranicy. Równie wielu wierzyło, że złe opnie o Związku Sowieckim to element propagandy Zachodu. Wasilewskiej łatwo było zatem odżegnać się od wyrażanego przez jej ojca przekonania o tym, jak złe jest komunistyczne imperium.

PAP: Gomułka na zawsze zrezygnował z planów kolektywizacji, ponieważ w latach trzydziestych widział jej skutki w postaci klęski głodu na Ukrainie. Może zatem Wasilewska starała się nie widzieć skutków ideologii komunistycznej?

P. Lipiński: Podczas pracy nad jej biografią przyjąłem roboczy tytuł nawiązujący do ostatniego filmu Stanleya Kubricka „Oczy szeroko zamknięte”. Wasilewska miała oczy szeroko zamknięte na rzeczywistość. Gomułka, gdy pojechał do Związku Sowieckiego, aby „uczyć się komunizmu”, nabrał przekonania, że kolektywizacja jest absurdem, ponieważ prowadzi do głodu. Pamiętam również opowieść Gomułki o podróży sowiecką koleją, gdy zauważył, że konduktor rozdaje pościel tylko tym pasażerom, którzy dadzą łapówkę. Nie dał łapówki, bo wówczas w pełni uświadomiłby sobie, że „człowiek radziecki” nie jest lepszy od tego żyjącego w systemie kapitalistycznym. To przekreśliłoby jego wyobrażenia. Cała masa podobnych działaczy nie chciała przekreślić swoich marzeń.

Główna umiejętność wielu działaczy komunistycznych polegała na zamykaniu oczu na otaczającą rzeczywistość i chwytaniu się choćby jednego pozytywnego jej przejawu. Przykładem może być podkreślanie, że w krajach komunistycznych udało się zwalczyć analfabetyzm, ale można było czytać tylko słowa, na które zgodę wyraziła szczelna cenzura. Podobnie było z nauczaniem historii, ale tylko tej zgodnej z ideologią komunistyczną.

W przypadku Wasilewskiej ten mechanizm jest szczególnie zadziwiający. W niektórych jej tekstach widać, że naprawdę wierzyła w tę fikcję. W książce opisującej jej podróż do Francji opisywała brud podwórek paryskich kamienic w bocznych uliczkach i dodawała, że nigdy nie widziała takiego nieporządku na zapleczu sowieckich kołchozów. Dla każdego pamiętającego PRL jest to wyjątkowy absurd. Podobne opinie wyrażała w prywatnym liście do Janiny Broniewskiej, kiedy dzieliła się obrazami kołchozów, w których chłopi stołowali się w restauracjach, a wokół rosły biblioteki. Wasilewska znajdowała się już w pełni w bańce informacyjnej, która uniemożliwiała jej kontakt z realnością.

Warto też przytoczyć opinie jej męża Mariana Bogatki z pierwszej po wrześniu 1939 r. podróży do Kijowa. Podczas spotkania z Władysławem Broniewskim opowiadał, jak okropne jest życie w tym sowieckim mieście. Tymczasem Wasilewska była zachwycona stolicą sowieckiej Ukrainy. Podróżowali razem, a dostrzegali dwie zupełnie różne perspektywy, jak gdyby stali do siebie plecami i patrzyli w różnych kierunkach. Mam wrażenie, że Wasilewska w swoich wyobrażeniach sięgała granic absurdu.

PAP: Cytuje pan Bogdana Czaykowskiego, który w 1988 r. na łamach paryskiej „Kultury” pisał o stworzonej przez sowietów we Lwowie jesienią 1939 r. „szkole inżynierii dusz”. Czy Wasilewska potrzebowała wówczas jakiejkolwiek szkoły, której celem byłaby jej głębsza sowietyzacja?

P. Lipiński: Myślę, że potrzebowała. Z przekonania była w pełni oddana ZSRS, jednak trzeba było jej uczyć zjawisk, których nie znała. Całe pokolenie tej szkoły było przerabiane na ludzi sowieckich. Czasami był to proces łagodny, ale często brutalny, tak jak w przypadku Władysława Broniewskiego i Aleksandra Wata, którzy zostali aresztowani przez NKWD. Wszyscy lewicowi pisarze skupieni w okupowanym przez sowietów Lwowie musieli zrozumieć sowiecki świat. Nie rozumiała go również Wasilewska, mimo że na tle reszty polskiej lewicy była już w latach trzydziestych bardzo bliska komunizmowi. Gdy zaczęła protestować przeciwko jakiejś deportacji na wschód, usłyszała od NKWD, że deputowana Rada Najwyższej ZSRS to nie to samo, co poseł na zachodzie.

Szybko jednak wtopiła się w ten nowy świat. Zadecydowało o tym także to, że była bardzo bliska założeniom Stalina, który potrzebował kogoś, kto przed wojną nie należał do Komunistycznej Partii Polski i nie można mu było przypiąć łatki komunisty. Nie ufał KPP, którą uważał za organizację przesiąkniętą agentami polskiego wywiadu. Znał też i cenił książki Wasilewskiej. Mimo to zaskoczyło mnie, że to ona poprosiła o audiencję u Stalina, a nie została wezwana przez dyktatora. Trudno mi zrozumieć, na jakiej podstawie tak wyraźnie poczuła się reprezentantką polskich interesów w Związku Sowieckim i dlaczego Stalin tak szybko zgodził się ją przyjąć. Rozmawiał z nią ponad godzinę, audiencja zaś przebiegała w miłej atmosferze. Dla porównania, pierwsza audiencja Gomułki jako sekretarza PPR trwała kilka minut i rozmawiali na stojąco. A przecież był to przywódca partii powołanej na polecenie Stalina. Wasilewska była formalnie znacznie słabiej umocowana w aparacie sowieckiego państwa. Być może duży wpływ na jej ambicje miał jej trzeci mąż Ołeksandr Kornijczuk, który mógł jej zasugerować pomysł zwrócenia się z prośbą o spotkanie ze Stalinem.

PAP: Wówczas rzeczywiście marzyła, że Stalin sprawi, iż Polska stanie się republiką sowiecką?

P. Lipiński: Niełatwo stwierdzić, czy miała taki pomysł. Tak mówili wszyscy Polacy, którzy nienawidzili Wasilewskiej, szczególnie mieszkańcy Kresów, którzy dostrzegali, że zdradziła Polskę w najgorszym możliwym momencie – po 17 września. Warto zwrócić uwagę, że w 1939 r. z ogromnym rozczarowaniem Wasilewska przyjęła wycofanie się Armii Czerwonej z zajętych już terenów na linię ustaloną przez Ribbentropa i Mołotowa pod koniec września 1939 r.

Wasilewska symbolizowała również bełkot propagandy komunistycznej skierowanej do Polaków, kiedy na wschód zmierzały transporty deportowanych. We wspomnieniach jej współpracowników nie pojawia się informacja, że była zwolenniczką „XVII republiki”. Być może przemilczali jej pogląd, kierując się wskazówkami Stalina, który stwierdził, że polscy komuniści „muszą być patriotami”. Może te opinie wynikały także z przekonania, że Wasilewska jest w pełni „sowietką” i przestała być Polką. Była zachwycona, że jest częścią społeczeństwa sowieckiego i nie miała potrzeby wyrywania się z nowej realności.

PAP: W 1943 r. Wasilewska znalazła się w szczytowym momencie kariery politycznej. Już rok później zaczęła powoli spadać w hierarchii polskich komunistów wyznaczonych przez Stalina do przejęcia władzy w „nowej Polsce”. Jednak prawdziwym szokiem musiał być dla niej referat Chruszczowa w 1956 r. Jak przyjęła krytykę Stalina, którego uważała niemal za Boga świata komunizmu?

P. Lipiński: Rzeczywiście musiał to być dla niej szok. Wydaje się, że Wasilewska wierzyła i akceptowała komunizm w tym najgorszym, stalinowskim lub bierutowskim wydaniu, które nawet wielu komunistów uważało za zbrodniczy. Dla Wasilewskiej ostatni okres życia, a więc po śmierci Stalina, był czasem tworzenia się na jej oczach świata, którego nie rozumiała. Donosiła do władz sowieckich, że polscy towarzysze zgodzili się na wydanie „Poematu dla dorosłych” Adama Ważyka. Dla niej było to niewyobrażalne. Jednak wiemy niewiele na temat tego, co myślała w ostatnich latach życia.

Jej więzy ze Związkiem Sowieckim w dużej mierze przypominały jej związek z trzecim mężem - Kornijczukiem. Spotkała się z nim po raz pierwszy w 1939 r., kiedy jako wysoki rangą funkcjonariusz partyjny nadzorował działalność polskich pisarzy we Lwowie. Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Wówczas odrzuciła pierwszego męża, robotnika Mariana Bogatkę (ten związek był postrzegany w międzywojennej Polsce jako mezalians), któremu zabraniała wygłaszania krytyki wobec życia w Związku Sowieckim. Później odrzucił ją Kornijczuk, który wielokrotnie zdradzał Wasilewską. W testamencie zażądała, aby nie zostali pochowani wspólnie. Podobnie "zdradził" ją Związek Sowiecki, który po 1956 r. nie był już jej wymarzoną ojczyzną.

To, jak oceniała stalinowski ZSRS, kontrastuje z jej inteligencją widoczną w przenikliwych reportażach z międzywojnia. Jedynym wyjaśnieniem odrzucenia jakichkolwiek prób realnego spojrzenia na Związek Sowiecki i komunizm może być tylko zaślepienie propagandą lub dążenie do wycinania ze swej rzeczywistości wszystkiego niezgodnego z jej wyobrażeniami. Niektórzy, m.in. polscy pisarze wierzący początkowo w komunizm, potrafili odciąć się od niego, nigdy jednak nie byli „pierwszymi wśród zdrajców”. Pierwsza wśród zdrajców była bez wątpienia Wasilewska. Takie miano zyskała po wrześniu 1939 r., gdy na lwowskich wiecach chwaliła Związek Sowiecki. Należy odróżnić sytuację, w której próbuje się przeżyć w systemie totalitarnym, od postawy, którą przyjęła Wasilewska, a zatem bezgranicznego fanatyzmu wobec państwa komunistycznego.

Książka Piotra Lipińskiego „Wasilewska. Czarno-biała” ukazuje się 16 sierpnia nakładem Wydawnictwa Czarne.(PAP)

Rozmawiał Michał Szukała

kgr/