Wojny handlowe to nie techniki negocjacyjne i mogą eskalować

2018-06-25 17:22 aktualizacja: 2018-12-14, 11:59
 Fot. PAP/ Marcin Kwieciński
Fot. PAP/ Marcin Kwieciński
Wojny handlowe pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i resztą świata wydają się być poważniejszym problemem niż pierwotnie zakładano i mogą mieć negatywne przełożenie na perspektywy wzrostu gospodarczego w niektórych krajach - uważają uczestnicy debaty PAP Biznes "Strategie rynkowe TFI 2018".

W XVIII debacie "Strategie rynkowe TFI 2018" udział wzięli przedstawiciele PKO TFI, TFI PZU, Skarbiec TFI, Pekao TFI, Franklin Templeton Investments oraz Eques Investment TFI. Partnerem merytorycznym cyklu są Analizy Online.

Zdaniem Grzegorza Zatryba, głównego stratega Skarbiec TFI, należy brać pod uwagę, że wojny handlowe nie są tylko techniką negocjacyjną.

"Rynki finansowe działają pod wpływem polityki Białego Domu. Na początku kadencji Donalda Trumpa reforma podatkowa się im spodobała, ale teraz realizacja programu America First i redukcja deficytu w handlu zagranicznym jest przyjmowana znacznie gorzej" - powiedział.

"Nie jestem już pewien czy to są takie szorstkie techniki negocjacyjne i nie dojdzie do eskalacji konfliktu. W przypadkach odwetu celnego może to zupełnie zmienić obraz globalnej gospodarki. Realne efekty przyjdą pewnie za 4-6 kwartałów, ale rynki zaczną to dyskontować wcześniej. Jak tonący brzytwy trzymamy się tezy, że jest to próba poprawienia sytuacji, a pozostali gracze postanowią zminimalizować skutki, ale nie jest to już takie pewne jak parę miesięcy temu" - dodał.

Również Jarosław Karpiński, zarządzający TFI PZU, uważa, że powinniśmy przywyknąć do wizji wojen handlowych.

"Nie sądzę, żeby wojny celne wpędziły gospodarkę w recesję, ale nie wydaje mi się też, żeby były to kilkumiesięczne zawirowania. Drugi rok rządów Trumpa przynosi już aktywne działania w kierunku implementacji America First i moim zdaniem jesteśmy dopiero na początku tej drogi. Na początku dotknęło to Chiny, ale drugim celem będzie pewnie Unia Europejska" - powiedział.

"Może to doprowadzić do ograniczenia potencjału wzrostu krajów dotkniętych wojnami, czyli obniżenia prognoz wzrostu dla strefy euro, a pośrednio też krajów naszego regionu - Polski, Węgier, Czech. Nie dotknie to jednak wszystkich krajów na świecie, bo nie wszystkie kraje są w łańcuchu dostaw produktów do USA" - dodał.

W ocenie Andrzeja Domańskiego, członka zarządu Eques Investment, rynek jeszcze nie traktuje do końca poważnie wizji długotrwałych wojen handlowych i będzie nerwowo reagował na rozwój wydarzeń.

"Reakcje rynków na zapowiedzi wojen handlowych są nierówne i rynek amerykański wygląda relatywnie dobrze. Myślę, że rynki będą reagowały nerwowo, bo cały czas jeszcze wierzą, że to technika negocjacyjna i kraje się w końcu dogadają. W przypadku Chin można liczyć na jakieś ustępstwa, ale Unia Europejska na pewno będzie odpowiadała agresywnie" - powiedział.

"Może to niepopularne, ale moim zdaniem Trump ma przynajmniej w części kwestii rację, bo cła na niektóre samochody pomiędzy USA i UE są nierówne, a w przypadku Chin pewne działania mają znamiona kradzieży" - dodał.

Sławomir Sklinda, zastępca dyrektora departamentu zarządzania portfelami PKO TFI, jest zdania, że efekty wojen handlowych będzie widać najpierw we wskaźnikach PMI.

"Efekt wojen handlowych już lekko widać i szczyt w handlu międzynarodowym mamy za sobą. Najlepszym wskaźnikiem do obserwowania są PMI w krajach nastawionych na eksport. W Tajwanie i Korei Południowej są to poziomy recesyjne, cały region rynków wschodzących oscyluje wokół poziomu 50 pkt., natomiast dobre pozostają wskaźniki w naszym regionie" - powiedział.

"Najciekawszym sektorem do obserwacji jest sektor motoryzacyjny i widać po nim, że są tam problemy. Mimo, że nie widać tego jeszcze w makro, to niektóre spółki, np. Daimler, już to odzwierciedlają" - dodał.

Według Michała Oleszkiewicza, zarządzającego w Templeton Asset Management TFI, Stany Zjednoczone mogą skorzystać na wojnach handlowych.

"Mówi się, że na wojnie handlowej tracą wszyscy, ale patrząc na sytuację makro, USA są w bardzo dobrej sytuacji, żeby taki konflikt zacząć. Stany są najmniej uzależnione od eksportu względem Chin i UE. Ogólnie, jestem lekkim pesymistą w odniesieniu do tych wojen handlowych" - powiedział.

Stratne na tym konflikcie, zdaniem Karola Ciuka, zarządzającego portfelem Pekao TFI, mogą być zaś rynki wschodzące.

"Klasą aktywów, która w tym roku przysporzyła bólu głowy są rynki wschodzące, szczególnie w porównaniu do bardzo dobrego zeszłego roku. Na początku roku wszyscy zakładali kontynuację dobrego trendu, ale pojawiło się kilka czynników, które zaburzyły ten kolorowy obraz" - powiedział.

"Jednym z najważniejszych czynników jest tu geopolityka i wojny handlowe. Do listopadowych wyborów w USA możemy być świadkami prężenia muskułów przez Trumpa, żeby protekcjonistycznie grać pod swojego wyborcę" - dodał. (PAP Biznes)

pr/ pud/ asa/