W marcu Radio ZET podało, że do prokuratora generalnego, ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i premiera Mateusza Morawieckiego wpłynęło zawiadomienie dotyczące przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez szefa CBA Ernesta Bejdę. Według Radia Zet, złożył je prawnik b. agenta CBA, który twierdzi, że w Biurze zatuszowano skandal obyczajowy z udziałem ważnego polityka PiS z Podkarpacia.
Polityk SLD Andrzej Rozenek w tygodniku "NIE" w artykule "Nieletnia laska marszałkowska" napisał, że chodzi o marszałka Sejmu. Jak napisał, z doniesienia b. agenta CBA wynika, że wszedł on w posiadanie nagrania wideo, na którym "marszałek Kuchciński obcuje płciowo z nieletnią prostytutką pochodzenia ukraińskiego".
"To kłamstwo od początku do końca. Nie ma w tym ziarna prawdy. To okropne pomówienia, w najgorszym - chciałoby się użyć słów nieparlamentarnych - wydaniu" - skomentował w opublikowanej w poniedziałek rozmowie Kuchciński. Zaznaczył, że w przypadku środowiska autorów doniesień podobna sytuacja ma miejsce nie po raz pierwszy, więc - jak mówił - "niespecjalnie zaskakuje".
Według niego "chodziło nie tylko o uderzenie w konkretną osobę, lecz także o osłabienie prestiżu instytucji". "A to element walki politycznej – i kampanii do europarlamentu, i przygotowania gruntu przed kluczowymi wyborami krajowymi" - dodał.
"Natomiast ordynarna formuła i przedstawione pseudozarzuty mnie zirytowały. Uważam, że instytucje państwa polskiego odpowiedzialne za bezpieczeństwo funkcjonariuszy publicznych powinny energicznie się zajmować takimi sprawami i szybko je wyjaśniać. A pomawiający i rozpowszechniający oszczerstwa powinni być również szybko pociągani do odpowiedzialności karnej" - podkreślił marszałek.
Zauważył przy tym, że nie jest pierwszym pomówionym w ten sposób. "Zwykle różne oskarżenia puszcza się mimo uszu. Mówi się, że polityk powinien mieć grubą skórę. Ale z roku na rok jest coraz gorzej. Osoby publiczne są atakowane w coraz mniej wybredny sposób. Uważam że trzeba reagować" - powiedział.
Według Kuchcińskiego jeśli stawiane są publicznie takie zarzuty, muszą być ku temu poważne dowody. W tej sprawie jednak - wskazał - "żadnych dowodów nie ma". "W tym przypadku to wyssana z palca insynuacja" - dodał.
Na uwagę, że trudno odwrócić to, co "rozlało się" już w mediach, zwłaszcza społecznościowych, marszałek przyznał, że jest to kłopot. Dlatego postanowił "stanowczo zareagować, domagając się nie tylko przeprosin, lecz również zadośćuczynienia na rzecz jednej z organizacji charytatywnych".
Zdaniem Kuchcińskiego sprawa ta ma szerszy kontekst, z którym państwo powinno sobie poradzić. "Mam na myśli choćby rozwiązania, które gwarantowałyby większą odpowiedzialność za słowo" - doprecyzował.(PAP)
agzi/ pś/