Czy będziemy mieli kolejną rewolucję w transplantologii? Pierwszy przełom w przeszczepach nastąpił w latach 70. XX w., kiedy wprowadzono pierwsze cyklosporyny, leki zmniejszające ryzyko odrzucenia przeszczepu. Preparat ten nie wyeliminował jednak konieczności dobierania narządów do ich biorców.
Prof. Dorry Segev z Johns Hopkins University School of Medicine opracował jednak metodę pozwalającą w niektórych przypadkach ominąć tę zasadę, na której zbudowana jest cała transplantologia. Chodzi o pacjentów, którzy mają wyjątkowo niekorzystny układ zgodności tkankowej i bardzo trudno jest znaleźć dla nich dawcę. Umierają często nie mogąc doczekać się transplantacji.
Nową nerkę trudno znaleźć co piątemu choremu z przewlekłą niewydolnością tego narządu. Przykładem jest opisywany przez „New York Times” 56-letni Clint Smith z Nowego Orleanu, który bezskutecznie czekał na przeszczep nerki, narządu wymagającego szczególnie starannego dobierania dawców. Mógł on podzielić los chorych podtrzymywanych przy życiu dzięki dializom, które mają tę wadę, że powodują poważne powikłania. Po dłuższym okresie dyskwalifikują wielu chorych z niewydolnością nerek do przeszczepu.
"Reset" układu immunologicznegoProf. Segev postanowił zastosować u Smitha metodę nazywaną „odczulaniem” biorcy. Polega ona na tym, że z jego krwiobiegu odfiltrowywane są przeciwciała, które mogą zaatakować przeszczepiony narząd i go zniszczyć. Ponieważ jego organizm jest bezbronny wobec drobnoustrojów, do czasu zregenerowania się odporności otrzymuje przeciwciała, które częściowo chronią go przed zakażeniami.
Po takim „zresetowaniu” i otrzymaniu nowej nerki układ immunologiczny znowu wytwarza przeciwciała, ale z nieznanych jeszcze powodów są one bardziej tolerancyjne dla przeszczepu. Mimo to pacjent po przeszczepie podobnie jak „tradycyjni przeszczepieńcy” musi zażywać leki chroniące przed odrzutem nowego narządu.
Amerykańscy transplantolodzy potwierdzili skuteczność „odczulania” na grupie 1025 pacjentów, którym w 22 ośrodkach na terenie USA przeszczepiono nerki lub oczekiwali na taką transplantację. Obserwacje trwały 8 lat. Po tym okresie nadał żyło 76,5 proc. pacjentów, którzy otrzymali “niekompatybilną” nerkę i zostali odczuleni.
Nadal żyło również 62,9 proc. chorych, którym przeszczepiono nerkę od odpowiednio dobranego zmarłego dawcy lub nadal na nią czekali. Najmniejszy odsetek przeżyć (43,9 proc.) zarejestrowano wśród osób, które wciąż czekały na organ, bo nie można było znaleźć dawcy.
Metoda „odczulania” biorcy przeszczepu ma jednak tę wadę, że wymaga użycia do przeszczepu nerki od żywego dawcy. Zabieg „zresetowania” odporności trwa dwa tygodnie i musi być zaplanowany wraz z przeszczepem. Można to zrobić zatem tylko wtedy, gdy znajdzie się osoba, która zdecyduje się ofiarować swój organ.
Plusem w tym układzie jest to, że dawca może otrzymać narząd bezpośrednio od bliskiej mu osoby, nawet wtedy, gdy z powodu niezgodności tkankowej nie jest on dla niego odpowiedni. Ten kłopot próbuje się ominąć wykonując przeszczepy krzyżowe między kilkoma parami, które chcą oddać nerkę bliskiemu i wymieniają się nimi (w zależności od zgodności tkankowej).
„Odczulanie” jest dość drogie; w USA kosztuje 30 tys. dolarów, a do tego trzeba jeszcze doliczyć 100 tys. dolarów za przeszczep. Prof. Sagev twierdzi, że metodę tę można wykorzystać do transplantacji innych narządów od żywych dawców, takich jak fragment wątroby oraz płuco. Oczywiście, chodzi o takie sytuacje, gdy nie można znaleźć odpowiedniego dawcy.
„Ta metoda może uratować życie wielu ludzi” – twierdzi prezes National Kidney Foundation prof. Jeffery Berns. (PAP)
zbw/ krf