Dwa razy do roku w Genewie, w maju i listopadzie, odbywają się najbardziej prestiżowe w Europie aukcje klejnotów. Przeprowadzają je konkurujące ze sobą domy aukcyjne Sotheby’s i Christie’s. Zazwyczaj to jesienią, gdy sezon na europejskim rynku diamentów dobiega końca, osiągane są najwyższe kwoty.
Podczas aukcji "Magnificent Jewels", przeprowadzonej pod egidą Christie’s, sprzedano 12 przedmiotów za kwoty powyżej miliona franków szwajcarskich. Łączny zysk z aukcji wyniósł 55 263 250 franków (prawie ćwierć miliarda złotych). Najlepszy wynik – 11 625 000 franków, osiągnął diament o masie 7,03 ct (karatów) w kolorze głęboko niebieskim, który określa się jako Fancy Deep Blue. „W zasadzie jest granatowy. Ale w branży nie mówi się, że diament jest granatowy. Ten termin przypisany jest do szafirów” – tłumaczy w rozmowie z PAP ekspert ds. inwestowania w diamenty Marcin Marcok. Kamień osadzony jest w delikatnym pierścionku firmy jubilerskiej Moussaieff, oprawa jest prawie niewidoczna. Przedmiot kupił prywatny nabywca. Dwóch graczy przez kilka minut licytowało między sobą.
Gdy chodzi o Sotheby’s, aukcja "Magnificent Jewels and Noble Jewels" zakończyła się wynikiem 53 382 275 franków, czyli nieznacznie mniej niż w przypadku konkurencji. „Jednak, gdy uwzględnimy to, że Sotheby’s oferowało 453 przedmiotów, a Christie’s 257, to już po raz kolejny w ostatnim czasie okaże się, że Christie’s wygrywa” – mówi Marcok, który regularnie bierze udział w genewskich aukcjach.
W przypadku Sotheby’s cenę miliona franków przekroczyły cztery przedmioty. Królem aukcji okazała się bransoleta z szafirem w formie kaboszonu (najprostsza forma szlifu) o masie 47,07 ct, którą otaczają diamenty w kształcie gruszki o masie 9,27 ct oraz 8,60 ct. Bransoleta to wyrób domu jubilerskiego Cartier z 1927 r. Została kupiona za 6 072 900 franków (prawie 24 mln zł). „Liderami jesiennych aukcji były Cartier i Bulgari – to się rzucało w oczy” – komentuje ekspert.
Od czego zależy cena diamentów licytowanych na aukcjach? Jeśli chodzi o kamienie bezbarwne, te wyceniane są według zasady 4C – od pierwszych liter parametrów, które brane są pod uwagę. Liczą się masa (carat), barwa (color), czystość (clarity), a także jakość szlifu (cut). O ile pierwsze trzy kwestie zależą od natury, o tyle szlif jest dziełem fachowca. Diamenty kolorowe ocenia się podobnie, ale tutaj znaczenie ma też barwa - jej nasycenie, rozproszenie, jakiś niuans.
W przypadku diamentów bezbarwnych rynek wychodzi z kryzysu - od 2011 roku ich cena spadała. „Branża ucierpiała na skutek diamentów syntetycznych. Ale klienci zaczynają rozumieć, że kupowanie substytutu to trochę okłamywanie siebie. Poza tym, pojawiają się analizy uznanych autorytetów, które pokazują, że diamenty syntetycznego zostawiają większy ślad na planecie, niż wykopanie kamienia naturalnego” – mówi Marcok.
W kwestii diamentów kolorowych rynek jest w przededniu rewolucji. Do końca 2020 r. z powodu wyczerpania złóż zamknie się australijska kopalnia Argyle, na którą przypada 90 proc. światowego wydobycia diamentów różowych i czerwonych. Nic dziwnego, że ceny różowych diamentów w ciągu ostatniej dekady urosły czterokrotnie. Mało tego, Argyle co roku dostarcza 20 mln karatów diamentów bezbarwnych, czyli 1/6 - 1/7 światowego rocznego wydobycia.
Światowe zapasy diamentów określane są na maksymalnie kilkadziesiąt lat. Nieuniknione jest to, że rynek przejdzie na handel „używanymi” diamentami.
Zdaniem Marcoka diamenty są idealne dla tych, którzy myślą o długofalowej inwestycji. Nie są tak podatne na spekulacje jak złoto i srebro. Jak podkreśla, „diamenty są najpewniejsze z wszystkiego, co dziś dostępne”. Nie do przecenienia jest też świadomość tego, że jesteśmy w posiadaniu kamienia, który ma kilka miliardów lat, w posiadaniu czegoś, co jest niepowtarzalne. „Diamenty mają wiele wspólnego z ludźmi – nie ma dwóch identycznych kamieni” – puentuje Marcok. (PAP Life)
ag/ jbr/