Zandberg: droga, którą wybrały SLD i Wiosna zbliża przejęcie władzy przez naszą koalicję

2019-12-15 07:20 aktualizacja: 2019-12-15, 10:44
Adrian Zandberg. Fot. PAP/Leszek Szymański
Adrian Zandberg. Fot. PAP/Leszek Szymański
Droga, którą wybrały SLD i Wiosna przybliża nas do przejęcia władzy - mówi PAP lider Lewicy Razem, poseł Lewicy Adrian Zandberg. Zaznacza, że nie obawia się, że po połączeniu dwóch koalicjantów głos Lewicy Razem nie będzie słyszalny.

W sobotę SLD i Wiosna ogłosiły, że rozpoczynają konsolidację w projekt polityczny, który będzie się nazywał Nowa Lewica. W rozmowie z PAP lider Lewicy Razem, która zdecydowała, że nie weźmie udział w zjednoczeniu partii, przyznaje, że nie obawia się "większego brata" i życzy im powodzenia, a droga, którą obrały SLD i Wiosna przybliża lewicową koalicję do przejęcia władzy.

PAP: Jak Razem podchodzi do zjednoczenia SLD i Wiosny?

Adrian Zandberg: Patrzymy z sympatią i z dobrymi życzeniami na decyzję naszych koalicjantów. To jest droga, którą wybrali. Myślę, że na dłuższą metę ona przybliża przejęcie władzy przez naszą lewicową koalicję. To jest nasz wspólny cel.

PAP: Nie boicie się, że wasze postulaty np. kwestia opodatkowania zagranicznych koncernów czy prawa pracownicze będą miały małą siłę przebicia w klubie?

A.Z.: Podchodzę do tego bez obaw. Mamy wypracowane koalicyjne propozycje, które przedstawialiśmy podczas kampanii wyborczej. One są wspólne. To nie znaczy, że nie ma takich przestrzeni, w których się różnimy - oczywiście są. Mądrość polega na tym, żeby umieć współpracować w tych przestrzeniach, które są wspólne.

Zmiany w prawie pracy czy opodatkowanie cyfrowych gigantów trafiły do wspólnego programu koalicji. Są częścią planu legislacyjnego koalicji w tym parlamencie.

PAP: Jako członek Unii Pracy kontestował pan współpracę tej partii z SLD. Cieszy się pan, że SLD przestanie istnieć?

A.Z.: Nie ma co patrzeć na scenę polityczną w 2019 roku tak, jakby ciągle był rok 2005. Zmieniły się partie, zmieniła się sytuacja zewnętrzna. Osłabła hegemonia neoliberalizmu, którym kilkanaście lat temu zaraziły się partie centrolewicy. Nie tylko zresztą w Polsce, także w wielu krajach europejskich. Trzeba by mieć dużo złej woli, żeby nie dostrzec różnicy pomiędzy Leszkiem Millerem a Anną Marią Żukowską. Dziś klimat się zmienił. Widać to świetnie choćby w Stanach Zjednoczonych. W Partii Demokratycznej ton nadają dziś - dużo bardziej niż ktokolwiek mógł to sobie wyobrazić jeszcze kilka lat temu - Bernie Sanders i Elizabeth Warren, a nie neoliberałowie.

To, co nas interesuje, to jest przyszłość. To, żeby była ona bardziej prospołeczna, bardziej wolnościowa. Chcę, żeby nowy polski rząd, który obejmie władzę po Prawie i Sprawiedliwości, był rządem lewicowym. Rządem, który wprowadzi nowoczesne państwo dobrobytu, zadba o mieszkalnictwo, o prawo pracy. Rządem, który odważnie stawi czoła kryzysowi klimatycznemu i przeprowadzi transformację energetyczną. Rządem, który przetnie wreszcie raz na zawsze kwestię reprywatyzacji, na co PiS-owi odwagi nie starczyło. Na taki, koalicyjny rząd lewicy jesteśmy umówieni.

PAP: Sobotnie decyzje SLD i Wiosny nie wpływają zatem na koalicję z Lewicą Razem i wystawienie wspólnego kandydata Lewicy w wyborach prezydenckich?

A.Z.: Jesteśmy od dawna umówieni na wieloetapowy marsz, w związku z tym tu nie ma żadnych zaskoczeń, nic się nie zmienia. Będzie jedna wspólna kandydatura lewicowej koalicji w wyborach prezydenckich. Będzie też nadal koalicyjny klub parlamentarny, w którym zasiadają zarówno posłowie Razem, jak i przedstawiciele nowej centrolewicowej partii, którą stopniowo stworzą Wiosna i SLD.

To jest format, który się sprawdza. Wyborcy nagrodzili nas wszystkich za to, że mimo oczywistych różnic - bo jesteśmy różnorodni, nie da się udawać, że jest inaczej - potrafimy się dogadać. Zgadzamy się w 9 sprawach na 10, a w tej 10 pozwalamy sobie na to, żeby mieć różne opinie.

Myślę, że było widać w pierwszych tygodniach parlamentu, że lewicowa koalicja działa sprawnie. Udało się nam wnieść coś nowego, trochę zmienić to, jak wygląda parlament. Nasza głowa w tym, żebyśmy pracując w parlamencie w najbliższych latach przekonali szersze grono wyborców, że warto oddać głos na zmianę. Wierzę, że możemy zmienić ten rząd na lepszy. Na taki, który będzie zarazem prospołeczny i demokratyczny, który będzie szanować prawa człowieka i dbać o to, żeby w Polsce nie eksplodowały nierówności. To jest możliwe, my wiemy jak to zrobić. Jesteśmy w parlamencie po to, żeby to pokazać.

Rozmawiał: Grzegorz Bruszewski (PAP)

Autor: Grzegorz Bruszewski

gb/ robs/ jm/

TEMATY: