Ostrzeżenie Gwardii Rewolucyjnej przekazał w czwartek jeden z jej dowódców Abdollah Aragi, cytowany przez irańską agencję Tasnim.
Dzień wcześniej prezydent USA Donald Trump oświadczył, że "wygląda na to, iż Iran wycofuje się" z konfrontacji po atakach rakietowych, które nie spowodowały strat wśród wojsk USA w Iraku.
W oddzielnej depeszy Tasnim zacytowała zastępcę dowódcy Gwardii Rewolucyjnej Alego Fadawiego, który powiedział, że ataki rakietowe na cele amerykańskie były pokazem siły militarnej Iranu i dodał, że wojska USA "nie mogły kompletnie nic zrobić".
Iran przeprowadził ostrzał rakietowy w odwecie za atak dronów USA w Bagdadzie z 3 stycznia, w którym zginął generał Sulejmani, dowódca elitarnej irańskiej jednostki wojskowej Al-Kuds. Dotychczasowy zastępca Sulejmaniego, a obecnie nowy dowódca Al-Kuds Esmail Gani oświadczył w czwartek, że będzie kontynuował misję swojego poprzednika.
Ambasador Iranu przy ONZ Madżid Tacht Rawanczi odrzucił w czwartek jako "niewiarygodne" wezwanie prezydenta Trumpa do współpracy, biorąc pod uwagę to, że Waszyngton nakłada sankcje na Teheran - przekazała w czwartek irańska agencja IRNA.
Oświadczył też, że Iran zemścił się już za śmierć Sulejmaniego i nie zamierza podejmować nowych działań wojskowych, jeśli nie będzie agresji ze strony Stanów Zjednoczonych.
W nocy z wtorku na środę z terytorium Iranu wystrzelono ponad 20 pocisków rakietowych na cele Stanów Zjednoczonych w Iraku: bazę wojskową Ain Al-Asad, położoną 160 km na zachód od Bagdadu, oraz bazę w Irbilu, w irackim Kurdystanie na północy kraju. (PAP)
cyk/ ap/