Ma to pomóc w przerwaniu spirali przemocy i przyczynić się do zakończenia trwających od miesiąca walk – podkreślił Mahboub Maalim, sekretarz wykonawczy Międzyrządowej Organizacji ds. Rozwoju (IGAD), w której skład wchodzi sześć państw: Dżibuti, Etiopia, Kenia, Somalia, Sudan i Uganda. "Szczegóły dyslokacji sił rozjemczych będą stanowić przedmiot dalszych dyskusji" – dodał.
Relacjonując wyniki wspólnego posiedzenia w stolicy Etiopii Addis Abebie członków Zgromadzenia Szefów Państw i Rządów IGAD oraz specjalnego komitetu ds. Sudanu Południowego powołanego przez Unię Afrykańską, Maalim zaznaczył, że władze Sudanu Południowego zadeklarowały, iż w przypadku powrotu do stolicy uprzedniego wiceprezydenta, Rieka Machara, który zbiegł z Dżuby na początku lipca, Teban Deng Gai – mianowany na to stanowisko przez prezydenta 25 lipca – jest gotów ustąpić.
Sekretarz wykonawczy Międzyrządowej Organizacji ds. Rozwoju poinformował też, że członkowie tej organizacji porozumieli się z władzami w Dżubie w sprawie otworzenia korytarzy, którymi będzie dostarczana pomoc humanitarna.
Ponadto – zapowiedział powołanie specjalnej komisji, której zadaniem będzie wyjaśnienie, kto i w jakim zakresie odpowiada za zerwanie porozumienia pokojowego oraz eskalację konfliktu.
W ciągu ostatnich kilku tygodni z Sudanu Południowego uciekło przed walkami ponad 60 tys. osób - podało we wtorek Biuro Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR), informując o grupach zbrojnych, które grabią wioski i mordują cywilów.
Również w czwartek UNHCR przedstawił wyniki prac komitetu śledczego ONZ, z którego wynika, że za masakrą ludności cywilnej w lutym w południowosudańskim Malakalu, w sąsiedztwie bazy ONZ, stały siły rządowe. Zginęło tam 30 osób, a 123 odniosły rany. Zdaniem autorów raportu to władze w Dżubie przyczyniły się do tej tragedii, ponieważ dążą do wyparcia z Malakalu przedstawicieli innych grup etnicznych i chcą utrwalić dominację Dinków na tym obszarze. Zdaniem UNHCR władze Sudanu Południowego odpowiadają również za ostatnią fazę konfliktu.
W ocenie przedstawicieli pozarządowych organizacji humanitarnych nie tylko władze w Dżubie, ale również ONZ ponosi odpowiedzialność za obecną eskalację konfliktu. W zeszłym roku „błękitne hełmy” nie uchroniły ponad półtora tysiąca nuerskich kobiet, które padły ofiarą pogromów i gwałtów, urządzonych przez Dinków z rządowego wojska w stanie Unity. Mieszkańcy Dżuby twierdzą zaś, że kiedy w lipcu w stolicy wybuchły nowe walki między Dinkami i Nuerami, żołnierze ONZ, zamiast chronić cywilów, wycofali się w bezpieczne miejsca.
Sudan Południowy ogłosił niepodległość 9 lipca 2011 roku na mocy porozumień pokojowych, które zakończyły 22-letnią wojnę domową pomiędzy Północą a Południem. Zginęły w niej ponad 2 mln ludzi, a 4 miliony musiały uciekać ze swoich domów.
W grudniu 2013 roku prezydent Kiir rozpoczął walkę o władzę ze swoim zastępcą Macharem. W wyniku tej nowej wojny zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a dwa mln opuściły swe domy.
W sierpniu 2015 roku Kiir i Machar podpisali porozumienie pokojowe, ale przez wiele miesięcy spierali się o jego szczegóły. Umowa zobowiązywała obu polityków do podziału władzy. W kwietniu Machar wrócił do Dżuby i został ponownie wiceprezydentem, co miało scementować ten proces. Po kilku miesiącach doszło jednak do kolejnego konfliktu.
Walki między wojskami lojalnymi wobec prezydenta Salvy Kiira wywodzącego się z grupy etnicznej Dinka oraz siłami podległymi wiceprezydentowi Macharowi reprezentującemu grupę Nuer rozpoczęły się 9 lipca, w piątą rocznicę niepodległości Sudanu Południowego. Na początku lipca Machar uciekł ze stolicy. W Dżubie obowiązuje obecnie rozejm, ale Machar nie chce tam wracać w obawie, że nie będzie bezpieczny.(PAP)
mars/