"Prowadzona pod ziemią reanimacja pracownika nie przyniosła rezultatu" - powiedział PAP rzecznik Węglokoksu Jarosław Latacz. Górnik był żonaty, osierocił córkę. Kopalnia zapewnia, że otoczy rodzinę zmarłego pomocą.
To czwarta w tym roku śmiertelna ofiara pracy w polskim górnictwie, a druga w kopalniach węgla kamiennego.
"To bardzo smutna wiadomość. Składam bliskim ofiary wyrazy głębokiego współczucia" - napisał na Twitterze wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
"Przed południem w wyniku załamania fragmentu obudowy chodnika przysypanych zostało trzech górników. Dwóch udało się wydobyć, akcja ratowania trzeciego trwała wiele godzin. Niestety nie przeżył" - podał na Twitterze resort aktywów.
Początkowo ratownicy mieli kontakt głosowy z przysypanym pracownikiem, choć nie widzieli go. Aby bezpiecznie wydostać poszkodowanego, najpierw trzeba było zabezpieczyć strop w miejscu, gdzie doszło do załamania obudowy chodnika i obwału skał.
Gdy ratownikom udało się dojść do poszukiwanego, i wydostać go spod skał i elementów przygniatającej go obudowy, mężczyzna już nie żył. Podjęto nieudaną próbę reanimacji.
Wcześniej ratownicy zbudowali specjalną konstrukcję, która zabezpieczyła strop i pozwoliła bezpiecznie wejść w rejon zawału. Obszar objęty zawałem był niewielki, jednak - jak relacjonowali ratownicy - naruszenie skał, które zasypały chodnik, bez odpowiedniego zabezpieczenia, mogłoby spotęgować skutki obwału oraz zagrozić ratownikom i poszkodowanemu.
Do wypadku doszło w poniedziałek przed południem ok. 840 metrów pod ziemią. Trzej pracownicy wymieniali rury w wyrobisku oddalonym od ściany wydobywczej. Doszło tam do załamania się fragmentu obudowy chodnika i obwału skał stropowych, które przysypały górników.
Dwaj pracownicy zdołali wyjść o własnych siłach - nie odnieśli poważniejszych obrażeń. Po wyjeździe na powierzchnię przewieziono ich do szpitala na badania. Z ogólnymi potłuczeniami i otarciami zostali wypisani do domów.
W działaniach pod ziemią, koordynowanych przez sztab akcji ratowniczej, uczestniczyły kopalniane zastępy oraz ratownicy z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu, w tym specjalistyczne pogotowie górniczo-techniczne.
Do kopalni przyjechali też przedstawiciele nadzoru górniczego - z Okręgowego Urzędu Górniczego w Gliwicach. Po zakończeniu akcji ratowniczej w miejscu wypadku eksperci mają przeprowadzić wizję lokalną, która pomoże w wyjaśnieniu okoliczności wypadku. Przyczyny tragedii wyjaśni specjalny zespół.
Z danych Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach wynika, że zmarły w poniedziałek górnik jest czwartą w tym roku śmiertelną ofiarą pracy w polskim górnictwie i drugą w kopalniach węgla kamiennego. Wcześniej, 4 lutego, w kopalni Ziemowit w Lędzinach (część kopalni Piast-Ziemowit) zginął 29-letni górnik, zatrudniony przy obsłudze przenośnika taśmowego 650 m pod ziemią.
Do śmiertelnych wypadków doszło także w tym roku w kopalni KGHM Rudna w zagłębiu miedziowym (7 lutego po silnym wstrząsie zginął tam jeden górnik, a czterech zostało rannych) oraz w eksploatującym kruszywa odkrywkowym zakładzie górniczym Drahle III w woj. podlaskim (11 lutego). Jeden górnik - w kopalni KGHM Polkowice-Sieroszowice - odniósł ciężkie obrażenia. Ogółem od początku tego roku do końca lutego w całym górnictwie doszło do 317 rozmaitych wypadków, w tym 267 w kopalniach węgla kamiennego.
W całym ub. roku w górnictwie zginęły 23 osoby, z czego 16 w kopalniach węgla kamiennego. Doszło do 2326 wypadków, w tym 10 ciężkich.
Bytomska kopalnia Bobrek, gdzie w poniedziałek zginął górnik, to część kopalni Bobrek-Piekary, należącej do spółki Węglokoks Kraj. W końcu stycznia piekarska część zakładu zakończyła wydobycie węgla - obecnie eksploatacja skoncentrowana jest w Bytomiu. Spółka należy do grupy kapitałowej katowickiego Węglokoksu. (PAP)
autor: Marek Błoński
mab/ jann/