Według przewidywań UE, w tym roku polskie PKB skurczy się o 4,3 proc. i będzie to najmniejszy spadek spośród wszystkich państw wspólnoty - przypomina Bloomberg.
"W drugiej połowie kwietnia osiągnęliśmy dno aktywności ekonomicznej" - powiedział portalowi prezes Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR) Paweł Borys. Dodał, że nie oznacza to, że maj czy czerwiec nie będą trudne, przewiduje on, że PKB w drugim kwartale tego roku może spaść o 10 do 15 proc.
"Wszystko wskazuje na to, że wyjście z kryzysu zajmie kilka miesięcy" - tłumaczył portalowi Borys. Ostrzegł jednak, że "skutki tego co dzieje się teraz będziemy odczuwali jeszcze przez lata". Według szefa PFR związany z epidemią kryzys w polskiej gospodarce zbliżony jest do modelu opisywanego literą "U" - oznacza to gwałtowny spadek i pewien dłuższy okres recesji, bez wyraźnie najgorszego punktu tego stanu, po którym następuje stopniowy powrót do poziomu aktywności ekonomicznej sprzed wybuchu kryzysu.
Jak pisze Bloomberg PFR zajmuje się dystrybucją części związanej z kryzysem pomocy państwowej skierowanej do firm. W jej ramach w mniej niż dwa tygodnie przekazał 11,5 mld złotych dla ponad 56 tys. przedsiębiorstw, a Borys oczekuje, że ta liczba niedługo osiągnie 100 tys. Prezes PFR podkreśla, że część z tej pomocy to pożyczki, które zostaną umorzone w przyszłym roku.
Główny ekonomista ING Banku Śląskiego Rafał Benecki w rozmowie z Bloombergiem zaznaczył, że gospodarka Polski jest powiązana z gospodarkami krajów strefy euro, które kupują ponad połowę polskiego eksportu. Wraz z przewidywanym w tych krajach ośmioprocentowym spadkiem PKB trudno jest liczyć na wzrost gospodarczy w Polsce - przekazał portalowi.
Benecki zgadza się z opinią Borysa, że dla polskiej ekonomii najgorszy będzie drugi kwartał tego roku - przewiduje 9 proc. spadku PKB w tym okresie.
"Sama redystrybucja nie zapewni wzrostu gospodarczego" - zauważa ekonomista ING - "chociaż sklepy się otwierają, ludzie niechętnie wydają pieniądze". (PAP)
adj/ jar/