Żaden z pozostałych kandydatów nie uzyskał nawet 2 proc. głosów. Na Andreja Dzmitryjeua z Ruchu Mów Prawdę zagłosowano 1,04 proc. wyborców, na byłą deputowaną, opozycjonistkę Hannę Kanapacką - 1,68 proc., a na lidera Białoruskiej Socjaldemokratycznej Hramady Siarhieja Czeraczania - 1,1 proc. 6,02 proc. głosujących wybrało opcję "przeciw wszystkim".
Jarmoszyna powiedziała, że Centralna Komisja Wyborcza nie publikowała w nocy wyników, ponieważ ona i jeszcze jeden pracownik CKW zostali ewakuowani z Domu Rządu w związku z demonstracjami i starciami z policją, do których doszło wieczorem w niedzielę w Mińsku.
Zapewniła również, że kolejki do głosowania, które utworzyły się w lokalach wyborczych, w żaden sposób nie mogły wpłynąć na wynik wyborów. W niedzielę Jarmoszyna mówiła, że kolejki były "zorganizowaną prowokacją", inspirowaną przez otoczenie opozycyjnej kandydatki Cichanouskiej.
Żadnych nieprawidłowości w przebiegu wyborów nie zaobserwowali obserwatorzy poradzieckiej Wspólnoty Niepodległych Państw.
Wybory prezydenckie na Białorusi odbyły się w niedzielę. Były poprzedzone pięciodniowym głosowaniem przedterminowym. Frekwencja wyniosła 84,05 proc., co oznacza, że zagłosowało w nich 5 798 908 uprawnionych.
Według niezależnych obserwatorów w czasie wyborów dochodziło do licznych nieprawidłowości, a frekwencja w lokalach wyborczych była zawyżana. Wieczorem na ulicach Mińska doszło do protestów, które zostały stłumione przez siły bezpieczeństwa. Według centrum obrony praw człowieka Wiasna w wyniku tych starć zginęła co najmniej jedna osoba, a trzy zostały poważnie ranne. Zatrzymano co najmniej 120 osób, ale liczba ta jest zapewne większa. Do starć doszo też w Grodnie, w Witebsku i innych miastach.
W niedzielę na Białorusi wyłączono internet. Łączność telefoniczna działała, ale z zakłóceniami.
Z Mińska Justyna Prus (PAP)