Rzecznik prasowy Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce w rozmowie z PAP przyznał, że rozwiązanie zawarte w aktualnych przepisach dotyczących zlecania testów przez lekarzy rodzinnych, w przypadku jednoczesnego występowania czterech objawów, to pewien kompromis, który udało się osiągnąć po poniedziałkowym rozmowach z ministrem zdrowia Adamem Niedzielskim. Pierwotnie lekarze według projektu rozporządzenia mieli kierować na wymaz pacjentów z podejrzeniem COVID-19 na podstawie badania fizykalnego. Ostatecznie jednak od środy medycy mogą to robić w ramach teleporady, pod warunkiem, że pacjent ma jednocześnie gorączkę powyżej 38 st. C, duszności, kaszel oraz utratę węchu lub smaku.
"To jest na razie drobny krok i minister tego nie ukrywał. My nie jesteśmy zadowoleni z tego rozwiązania i myślę, że minister też nie jest do końca zadowolony. To jest rozwiązanie przejściowe, do monitorowania. Natomiast z jednego jesteśmy zadowoleni, że pojawiło się pole do rozmów" - powiedział.
Przyznał, że nowelizacja rozporządzenia w wynegocjowanym brzmieniu weszła w życie i odbiega od tego rozwiązania, które "leżało na stole".
"Chodzi o to, że pierwotnie założono, że wszyscy pacjenci z objawami COVID-19 musieliby być osobiście przez lekarza rodzinnego zbadani. A to w placówkach POZ byłoby niezwykle trudne. Nowel rozporządzenie to drobny krok w dobrą stronę, ale nie "odtrąbiamy" na razie sukcesu. Na razie udało się otworzyć pole do rozmów " - przyznał.
Analizując obowiązujące przepisy dr Sutkowski zaznaczył, że w wielu przypadkach ocena stanu zdrowia nie jest tak prosta.
"Czasami jest tak, że jakiś objaw występował, a teraz pacjent mówi nam, że już ustąpił, nie ma go. W jaki sposób więc to zakwalifikować? To tak, jak w sądzie, w przypadku człowieka niewinnego. Staje się winny, jeżeli udowodni mu się winę. Również tutaj, w tym przypadku powinno być tak, że rozstrzygać trzeba medycznie na korzyść pacjenta" – tłumaczył dr Sutkowski.
Równocześnie zaznaczył, że lekarze chcieliby dostać więcej swobody w decydowaniu o tym, czy w danym przypadku mogą skierować pacjenta na test diagnostyczny.
"Wolelibyśmy, by przepisy były tak sformułowane, by dawały nam możliwość zlecenia wymazu, w przypadku gdy występuje wysokie prawdopodobieństwo zakażenia. Sami moglibyśmy decydować o tym, a nie sztywny akt prawny" – podsumował. Dodał równocześnie, że przedstawiciele lekarzy będą o to wnosić w czasie najbliższego spotkania z ministrem zdrowia. Ma ono odbyć się pod koniec września.
"Mamy nadzieję, że rozpatrując liczbę testów, dostępność do mobilnych punktów wymazów będziemy za dwa tygodnie mądrzejsi. Czekamy na to spotkanie. Mam nadzieję, że wtedy ustalimy bardziej korzystne dla pacjentów i nas rozwiązanie, tak by lekarz mógł decydować bez ograniczeń administracyjnych o zlecaniu testu. Tak byłoby najlepiej - powiedział.
Pytany o to, jak wprowadzony przepis będzie sprawdzał się w praktyce stwierdził, że zlecanie testów będzie wyglądało bardzo różnie, w zależności od stanu klinicznego pacjenta.
"Oczywiście lekarze będą postępować zgodnie z literą prawa, ale także ze swoją najlepszą wiedzą i sytuacją kliniczną pacjenta. Nie mamy wrażenia, że poprzez teleporadę będzie zlecane wykonywanie nadmiernej liczby testów. Mamy raczej wrażenie, że pacjenci będą korzystać z tej możliwości z umiarem. Niekoniecznie wszyscy też z objawami będą dzwonić do lekarza. Nawet po dzisiejszym dniu w praktyce mogę powiedzieć, że sami pacjenci wybierają różną formę kontaktu. Jedni poprzestają na teleporadzie, inni wolą osobistą wizytę".
Dodał też, że największą niewiadomą teraz jest to jak epidemia będzie przebiegać w okresie jesienno-zimowym.
"To jest największe wyzwanie. Co do całej reszty, to jestem optymistą. Wierzę, że z resortem uda się porozumieć w sprawie uelastycznienia przepisów. Bardziej martwię się o to, by wirus nie pokrzyżował nam pracy" - zaznaczył.(PAP)
Autorka: Klaudia Torchała