Naukowcy z Instytutu Nenckiego PAN opracowali procedury przeprowadzania testów grupowych przy użyciu dostępnych na rynku testów genetycznych. Dzięki temu jeden test na koronawirusa ma pozwolić sprawdzić nawet kilkanaście osób, oszczędzając czas i pieniądze. W projekt zaangażowani są też naukowcy z Wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki UW.
W piątek w resorcie nauki ogłoszono, że w ramach tego programu przeprowadzone zostaną masowe testy na koronawirusa wśród polskich studentów medycyny. "Chcemy żeby tym testem było objętych 150 tys. studentów, czyli duża bardzo grupa" - powiedział minister nauki i szkolnictwa wyższego Wojciech Murdzek. Dodał, że będą wykonane z pomocą "nowatorskiej, polskiej metody".
Z kolei wiceminister nauki Wojciech Maksymowicz podkreślił na piątkowej konferencji, że metoda jest bardzo efektywna i oszczędna.
"Zaczynamy decyzją pana ministra (nauki) od testowania studentów medycyny, ponieważ to jest ta grupa osób, która ma najbliższy kontakt z potencjalnymi osobami, które mają choroby współtowarzyszące" - podkreśliła prof. Agnieszka Dobrzyń z Instytutu Nenckiego PAN. Dodała, że testom poddane będą osoby, które nie mają objawów choroby.
"Już w październiku chcielibyśmy przetestować wszystkich studentów medycyny we wszystkich uczelniach medycznych w Polsce" - dodała.
Początkowo testami mają być objęci studenci, którzy w związku z zajęciami na uczelniach pracują w klinikach i ci mieszkający w akademikach. Prof. Dobrzyń zaznaczyła, że realizowany przez nią projekt jest tak naprawdę przedsięwzięciem naukowym.
"Po pierwsze, chcielibyśmy zobaczyć, na ile te testy zbiorowe - które zaproponowaliśmy - faktycznie funkcjonują i można je rekomendować szerzej (...). Druga rzecz, my bardzo byśmy chcieli wyciągnąć pewne wnioski naukowe, bo to będzie (...) jedyne takie badanie naukowe, gdzie mamy planach przetestować 150 tys. młodych ludzi" - mówiła. Studenci w ramach badań będą też wypełniali ankiety.
Ekspertka dodała, że pierwsze wyniki spodziewane są w grudniu. Jeśli metoda okaże się właściwa, to każdy student medycyny powinien być z jej pomocą badany raz w tygodniu. "To powinna być absolutna rutyna na uczelniach medycznych" - podkreśliła w rozmowie z dziennikarzami.
Początkowo naukowcy będą izolować wirusa z wymazu, ale być może uda im się jeszcze w październiku pobierać próbki ze śliny, co jest - jak zaznaczyła prof. Dobrzyń - zdecydowanie bardziej komfortowe dla pacjenta.
Jak informowali wcześniej naukowcy, przystępując do pracy zakładali, że jednym testem można sprawdzić pod kątem infekcji nawet kilkudziesięciu pacjentów. Badania potwierdziły, że przy nawet bardzo małym stężeniu wirusa w próbie jest on wykrywalny testem zbiorowym w puli uzyskanej z połączenia 30 osób. Jednak po uwzględnieniu czasu niezbędnego do wykrycia zakażonego - oraz kosztów - okazało się, że największa grupa, jaką warto badać jednym testem, liczy 12 osób.
Wielkość takiej grupy zmienia się jednak w zależności od odsetka osób zakażonych, jaki notuje się w danej populacji. Dlatego naukowcy proponują trzy różne sposoby grupowania. Jeśli odsetek zakażonych w populacji wynosi poniżej 2 proc., pojedynczy test wystarczy na 12 próbek. Jeśli jest to więcej niż 2 proc., ale mniej niż 8 proc. - wykorzystuje się test kratkowy 8 x 12 próbek. Jeśli jest to od 8 do mniej niż 15 proc. - jeden test wystarczy na 4 osoby. Jeśli jednak istnieje ryzyko, że w danej populacji zakażonych może być powyżej 15 proc. - wówczas testy grupowe stają się nieopłacalne, a badania indywidualne są lepsze – opisywała wcześniej metodę prof. Dobrzyń.
Badacze z Nenckiego oceniają, że testy zbiorowe spiszą się w badaniach przesiewowych, pozwalających ustalić, na ile wirus jest rozpowszechniony w danej populacji. Polecają je w takich populacjach, gdzie spodziewany jest niski odsetek zakażonych.(PAP)
autor: Szymon Zdziebłowski