Od zeszłego czwartku w całym kraju trwają wielotysięczne protesty przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego. To skutek orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że przepis zezwalający - na mocy ustawy z 1993 r. - na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją.
Zgorzelski pytany przez PAP, jakie widzi wyjście z obecnej sytuacji, odparł, że referendum - jako najwyższa forma demokracji bezpośredniej - może dać odpowiedź na pytanie o zakres dopuszczalności przerywania ciąży w Polsce. Jego zdaniem, można by je przeprowadzić w pierwszym wolnym terminie po pandemii koronawirusa. Wynik referendum powinien zostać następnie wpisany do konstytucji - dodał.
Polityk wskazywał jednocześnie, że "nie należy uznawać pseudowyroku" Trybunału Konstytucyjnego. "My od początku mówiliśmy, że TK uległ pauperyzacji instytucjonalnej i utracił autorytet budowany przez lata. Zatem nie ma co przejmować się tym niby-Trybunałem, także większość Polaków myśli tak samo" - zaznaczył Zgorzelski.
Według wicemarszałka Sejmu, trwające obecnie w Polsce protesty są skierowane nie tyle przeciwko Trybunałowi, co przeciwko PiS. "To partia rządząca odpowiedzialna jest za protesty kobiet, bowiem to ona zainicjowała zburzenie istniejącego od 27 lat kompromisu, który gwarantował spokój społeczny. To PiS otworzył drzwi do aborcji na żądanie" - powiedział wicemarszałek.
"Jarosław Kaczyński i PiS, tchórząc przed debatą sejmową, przerzucił problem trzeciej przesłanki – jak gorący kartofel – do Julii Przyłębskiej. Skala protestów z pewnością go zaskoczyła" - ocenił polityk PSL.
Zwrócił uwagę, że w ostatnim czasie nastąpiła kumulacja protestów - najpierw rolników sprzeciwiających się tzw. "piątce dla zwierząt", a obecnie kobiet po orzeczeniu TK. "To wszystko wyzwoliło niespotykaną od lat energię społeczną, o wspólnym wektorze - niechęć do PiS" - uważa Zgorzelski. (PAP)
autorka: Sylwia Dąbkowska-Pożyczka