Mniejszości rasowe to w USA tradycyjnie elektorat sprzyjający w większości Demokratom. Wzrost ich odsetka powoduje polityczny niepokój Republikanów, którzy starają się dostosować do nich swój program. GOP ma sukcesy w przeciąganiu części tego elektoratu na swoją stronę i prawdopodobnie odnotuje wśród niego lepsze wyniki niż w 2016 roku.
Z przedwyborczego sondażu "Wall Street Journal" wynika, że 62 proc. wyborców latynoskich w USA popiera kandydata Demokratów na prezydenta Joe Bidena. Na Trumpa chce oddać głos 29 proc. przedstawicieli tej społeczności. Przed czterema laty Republikanin - zgodnie z sondażami - uzyskał wśród nich poparcie niższe o 9 punktów procentowych.
Latynosi to grupa odnotowująca największe przyrosty demograficzne w USA. W 2008 roku w USA było 19,5 mln osób tego pochodzenia uprawnionych do głosowania. Obecnie to 32 mln. Oczekuje się, że w tym roku zagłosuje ich więcej niż Afroamerykanów.
Latynosi stanowią 18 proc. ludności USA, ale jedynie 13,3 proc. elektoratu. Tylko 60 proc. z nich jest zarejestrowanych do głosowania. Dla porównania wśród czarnoskórych ten odsetek wynosi 70 proc., a wśród białych o pochodzeniu nielatynoskim to 74 proc.
Dwie trzecie latynoskich wyborców przypada na pięć stanów: Kalifornię, Nowy Jork, Arizonę, Florydę oraz Teksas. Trzy ostatnie w tym roku uznawane są za kluczowe wyborczo. W Arizonie Latynosi stanowią 24 proc. głosujących, na Florydzie 20 proc., a w Teksasie 38 proc.
Na Florydzie, w tradycyjnie bardzo ważnym wahającym się stanie, Republikanom w większości sprzyja liczna społeczność Amerykanów kubańskiego pochodzenia. Wyborców tych cechuje negatywny stosunek do Partii Demokratycznej i jej gospodarczych postulatów. Dzięki temu wśród latynoskiego elektoratu na Florydzie Republikanin ma przewagę 50 do 46 proc. - wynika z sondażu dla NBC News.
Prezydent liczy także na poprawę notowań wśród społeczności afroamerykańskiej. W 2016 roku poparło go ok. 8 proc. czarnoskórych obywateli USA. Tegoroczne sondaże wśród tej mniejszości przedstawiają się dla niego w większości lepiej, jego kampania mówi nawet o dwucyfrowym wyniku.
Po niepokojach społecznych na tle rasowym na wiosnę Republikanie poświęcili sporą część sierpniowej konwencji partyjnej problemom Afroamerykanów. Trump regularnie podkreśla na wiecach, że za jego rządów czarnoskórym polepszyło się gospodarczo, i ocenia nawet, że żaden prezydent nie dokonał tak wiele dla Afroamerykanów od czasów Abrahama Lincolna.
Do mobilizacji wyborczej po stronie czarnoskórych wzywa jednak mocniej Partia Demokratyczna, której sympatycy oskarżają Republikanów o ograniczanie praw wyborczych osób czarnoskórych, a prezydenta Trumpa o rasizm. Dotyczy to szczególnie wielkich miast.
Pod koniec października do głosowania na Bidena zachęcał na wiecu w Filadelfii były prezydent Barack Obama. Gdy sam startował w wyborach 2008 i 2012 roku bił rekordy w liczbach bezwzględnych otrzymanych głosów afroamerykańskich. Tego entuzjazmu wśród czarnoskórego elektoratu nie udało się utrzymać Demokratom w 2016 roku. 89 proc. afroamerykańskich wyborców poparło Hillary Clinton, ale w lokalach wyborczych stawiło się ich mniej niż w poprzednich wyborach.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)