Mateusz Ponitka: wierzę, że uda się przyjechać na mecze kadry

2020-11-11 11:37 aktualizacja: 2020-11-11, 17:27
Mateusz Ponitka (L) w meczu z Chinami w Mistrzostwach Świata w Koszykówce Mężczyzn 2019. Fot. PAP/EPA/ROMAN PILIPEY
Mateusz Ponitka (L) w meczu z Chinami w Mistrzostwach Świata w Koszykówce Mężczyzn 2019. Fot. PAP/EPA/ROMAN PILIPEY
Jeden z liderów reprezentacji Polski koszykarzy Mateusz Ponitka (Zenit Sankt Petersburg) ma nadzieję, że mimo meczów Euroligi i ligi VTB uda mu się pogodzić zobowiązania klubowe z kadrą i przyjechać na listopadowe spotkania eliminacji ME. „Wierzę, że tym razem się uda” - powiedział PAP.

PAP: Napięty i nieprzewidywalny, z powodu pandemii koronawirusa, kalendarz meczów klubowych w Eurolidze i rozgrywkach rosyjskiej VTB pozwala myśleć o grze w reprezentacji? Mam pan +z tyłu głowy+ to, że za niespełna dwa tygodnie zespół narodowy walczyć będzie w eliminacjach mistrzostw Europy (24-30 listopada - PAP)?

Mateusz Ponitka: Nie +z tyłu+ głowy, a cały czas przed sobą. Razem z polskim związkiem staramy się +dograć+ temat mojej gry w listopadowych eliminacjach. Wiem już, że zaległy mecz w Eurolidze z Baskonią w Hiszpanii został przełożony na 23 listopada. Czekamy na nowy termin innego zaległego meczu z Panathinaikosem. Jest spora szansa, że uda mi się dołączyć do reprezentacji, wierzę, że tak będzie. Władze klubu wiedzą, jakie jest moje nastawienie w tej kwestii.

PAP: Zabrakło pana w lutowych meczach reprezentacji w kwalifikacjach ME (Polska przegrała z Izraelem i pokonała sensacyjnie mistrzów świata Hiszpanów w Saragossie - PAP) właśnie z powodu kolizji terminów Euroligi i FIBA. Dawno pana w kadrze nie było…

M.P.: Właśnie, ostatni raz na mistrzostwach świata w Chinach w 2019 r. Bardzo zależy mi na najbliższym występie. Chciałbym wrócić do znajomych twarzy. Mam dobre relacje z klubem, więc liczę na to, że dojdzie do porozumienia. Zresztą Rosjanie, moi koledzy z Zenita, w tym samym terminie będą jechali na zgrupowanie kadry. Ta sytuacja to dla mnie pewnego rodzaju furtka. Tak jak oni, chcę reprezentować swój kraj, ale decyzja ostateczna należy do klubu.

PAP: Mecze eliminacji ME z powodu pandemii odbędą się w formie turnieju +w bańce+ - gospodarzem będzie hiszpańska Walencji. Polskę czeka na neutralnym terenie rywalizacja z Rumunią i Izraelem, zamiast pierwotnie dwóch meczów wyjazdowych. To korzystniejszy układ?

M.P.: Nie lubię tak oceniać. Wychodzę na mecze bez kalkulacji. Jeśli chodzi o mnie, to szczerze powiem, że lubię grać na wyjazdach, gdy kibice rywala są za swoim zespołem i przeciw mojej drużynie. Szanse +w bańce+ w Walencji wydają się wyrównane, tu nie ma co się zastanawiać, co by było gdyby.

PAP: Miesiąc temu Zenit poinformował o ognisku koronawirusa, pan także był zakażony. Czy jest pan już w pełni sił? Czy cały zespół wrócił do wysokiej formy prezentowanej na początku sezonu, gdy wygrał dwa mecze w Eurolidze i cztery w lidze VTB? W niedzielę Zenit pokonał wysoko (94:74) pana były klub Zastal w Zielonej Górze w rozgrywkach VTB.

M.P.: To był dopiero nasz trzeci mecz po powrocie z kwarantanny. Jesteśmy głodni gry i potrzebujemy maratonu spotkań, zresztą on się właśnie zaczyna. Od środy, w ciągu sześciu dni, rozegramy w Eurolidze trzy mecze. Z formą nie jest źle, ale kwarantanna wszystkim dała się we znaki, mimo, że większość z nas przechodziła zakażenie łagodnie. Przed powrotem do treningów wszyscy przeszli kompleksowe badania. U mnie płuca były i są czyste, serce bije jak dzwon i szybko wracam do formy. Na pewno jako drużyna potrzebujemy czasu, by grać tak, jak na początku sezonu.

PAP: Jak pan ocenia poziom europejskich rozgrywek w tej pandemicznej scenerii? Co jest największym problemem?

M. P.: Zdecydowanie to, że gramy w pustych halach. Przecież normalnie występujemy dla ludzi, z kibicami wygląda wszystko zupełnie inaczej… W tej sytuacji codziennie robione testy PCR, czy kłopoty z podróżami, szczególnie dla nas, bo Rosja jest zamknięta totalnie, jeśli chodzi o połączenia międzynarodowe, schodzą na drugi plan. Dziwne czasy nastały. Nic nie poradzimy. Musimy być elastyczni i adaptować się do sytuacji.

PAP: W minionym, debiutanckim sezonie w Eurolidze Zenit zamykał stawkę, w lidze VTB też nie radził sobie najlepiej, a początek obecnych rozgrywek był znakomity. Jest pan zaskoczony wynikami?

M.P.: Nie, bo przepracowaliśmy czas przygotowań bardzo mocno. Poza tym trenerzy, w tym główny Xavi Pascual, stworzyli taki zespół, jak chcieli - dobrany pod względem charakterologicznym i pod kątem umiejętności. Z minionego sezonu zostało pół składu, więc nowym graczom było łatwiej zaadoptować się.

PAP: Czy trener Pascual, który pracował m.in. w takich firmach jak FC Barcelona, czy Panatinaikos Ateny i przyszedł do Petersburga pod koniec minionego sezonu, jest zatem kluczem do przemiany Zenita?

M.P.: Tak. Xavi, ze swoim stylem pracy, wprowadził diametralną różnicę, zmianę w naszej grze. Wszystko zmieniło się na lepsze. Jestem pełen podziwu jak +poukładał+ drużynę i cieszę się, że mogę być jej częścią. Nie było łatwo zbudować taki skład, skoro występujemy dopiero drugi sezon w Eurolidze i nie możemy się równać z wymienionymi przez panią klubami-firmami. Trudno jest przekonać koszykarzy z najwyższej półki, by przyszli do takiej ekipy jak Zenit. To nie tylko kwestia pieniędzy. Trener miał plan i on funkcjonuje.

PAP: Priorytetem dla klubu jest walka w Eurolidze czy w krajowej lidze VTB?

M.P.: Chcemy wygrywać w każdym meczu, nie patrzymy czy to VTB czy Euroliga. Z punktu widzenia strategii VTB jest ważniejsza, bo wejście do jej finału gwarantuje udział w Eurolidze w przyszłym sezonie. Żaden wynik osiągnięty w Eurolidze, nawet mistrzostwo, takich gwarancji nie daje. W Rosji od lat Euroliga to CSKA Moskwa i Chimki Moskwa, a trzeci uczestnik często się zmienia. My chcemy być w Eurolidze na dłużej. W Petersburgu wszyscy - władze, kibice, koszykarze uczą się funkcjonowania równolegle w dwóch mocnych rozgrywkach. Mamy szeroki, wyrównany skład właśnie po to, by walczyć i wyglądać poważnie na dwóch frontach. Motywacji nam nie brakuje.

PAP: Od października nie ma w zasadzie normalnej kolejki Euroligi. Mecz przekładane są z powodu pandemii, zmieniono nawet regulamin, by nie karać klubów walkowerem w przypadków licznych zakażeń w jednym zespole.  Czy rywalizacja ma sens? Ostatnio słynny włoski trener Ettore Messina prowadzący Armani Mediolan powiedział, że sezon powinien być raczej przerwany. Jakie jest pana zdanie?

M. P.: Wszyscy mają takie same warunki, a kluby z Rosji nawet gorsze niż reszta Europy, jeśli chodzi o możliwość przemieszczania się. Dlatego latamy czarterami. Moim zdaniem przerwanie sezonu w tym, czy innym momencie, nie jest i nie byłoby dobre. Tworzenie turniejowych +baniek+ jest raczej nierealne. To wywróciłoby kalendarz wszystkich krajowych rozgrywek. Są protokoły medyczne ściśle określające wszystkie procedury w Eurolidze, by maksymalnie ograniczyć ryzyko zakażenia. Tak jak mówiłem, musimy się do sytuacji przyzwyczaić.

PAP: W minionym sezonie miał pan kilka poważniejszych urazów i kontuzji. Jak się pan czuje fizycznie w obecnych rozgrywkach?

M.P. Wszystko jest OK. Przepracowałem mocno covidowy czas i przygotowania przed sezonem. Poza tym mamy inny zespół i każdy inaczej w nim funkcjonuje. To wszystko pomaga w budowaniu i utrzymaniu fizycznej formy. Mam nadzieję, że limit kontuzji i nieszczęśliwych wypadków (m.in. wstrząs mózgu po faulu rywala - PAP) wyczerpałem w minionym sezonie.

Rozmawiała Olga Przybyłowicz (PAP)