PAP: Rząd w związku z sytuacją pandemiczną nie wyklucza nawet wprowadzenia całkowitego lockdownu. Czy powinno do tego dojść?
Zgorzelski: Na podstawie jakich danych miałby być taki lockdown wprowadzony? Na podstawie liczby zarażonych? W danym dniu czy tygodniu? Przecież te liczby nie są skorelowane z niczym. Powinno się podawać jaki procent wykonanych testów ma wynik dodatni. A może na podstawie liczby zgonów pacjentów? Tylko, że podaje się opinii publicznej nie liczbę pacjentów zmarłych na koronawirusa lecz, które zmarły i miały wykonany test, a ten był dodatni.
Odwołam się do przykładu Korei Południowej, gdzie wprowadzono powszechne testy genowe, określające, czy ktoś jest zarażony, czy niezarażony. Osoby zarażone trafiają do izolatoriów, a nierażone normalnie pracują. Moim zdaniem to dobre rozwiązanie. U nas niestety rządowa strategia walki z koronawirusem to było działanie „od ściany do ściany”. Absolutnie nie do wybaczenia jest to, że pół roku od kampanii wyborczej zostało totalnie zmarnowane. I to na politykę propagandy sukcesu. A w tym najlepszy jest pan premier Mateusz Morawiecki, który pięknie przypina się do każdego sukcesu: od bitwy pod Grunwaldem, do wynalezienia szczepionki na koronawirusa. Co do lockdownu czy kolejnych ograniczeń uderzają one w przedsiębiorców. A przedsiębiorcy to krwioobieg polskiej gospodarki. Wprowadzane tarcze antykryzysowe oczywiście pomogły przetrwać pierwsze uderzenie fali koronawirusa, ale teraz potrzebna jest kolejna pomoc. Dla tych, którzy prowadzili biznesy w galeriach handlowych, dla branży gastronomicznej czy eventowej.
PAP: Ostatnie protesty przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji zaskoczyły rządzących. Wyrok nie został jeszcze opublikowany, a Sejm ma pracować nad nowymi rozwiązaniami, w tym propozycją prezydenta.
Zgorzelski: Do tej pory Jarosławowi Kaczyńskiemu udawało się doprowadzać do podziału społeczeństwa na swoją korzyść. Ostatnie wydarzenia pokazały jednak, że prezes nie wyczuł nastrojów społecznych, bowiem linia podziału nakreślona wobec problemu aborcyjnego spowodowała, że PiS tę większość stracił. Joachim Brudziński powtarzał, że Jarosław Kaczyński nigdy nie chciał zburzyć kompromisu aborcyjnego. Jednak go zburzył. I spotkał się ogromnym gniewem szczególnie młodych osób. Prezes nie docenił także tego, że do systemu wyborczego dochodzą coraz młodsze roczniki, które bazują głównie na internecie, którym nie jest potrzebna telewizja i gazeta, żeby dowiedzieć się, co się w świecie dzieje. Młode osoby wreszcie, z racji swojego wieku są z natury bardziej lewicowe, bardziej radykalne. Prezes tego nie docenił. Ponadto najczarniejszym snem Kaczyńskiego zawsze było to, co politycznie wyrośnie bardziej na prawo od niego. Wyrosła mu Konfederacja i Ziobro. Dlatego sprawę aborcji postanowił zdjąć z debaty publicznej powierzając ją trybunałowi Julii Przyłębskiej. Nie przewidział, że w sytuacji pandemii covidowej tak mocno zareagują młodzi ludzie, nie tylko kobiety, ale i mężczyźni
PAP: Wielu obserwatorów sceny politycznej uważa, że protesty pokazały także słabość opozycji.
Zgorzelski: Byłem jednym z pierwszych polityków, który wyszedł z Sejmu rozmawiać z protestującymi. Już wtedy skonstatowałem, że ani Platforma, ani Lewica, ani PSL nie są gospodarzami emocji tych protestujących. Cały parlament, cała klasa polityczna to byli dla tych protestujących „oni”. Zresztą widać to było po sondażach: nie przyrosło ani lewicy, ani Platformie, ani Konfederacji, wzrosło jedynie poparcie dla ugrupowania Szymona Hołowni, który jest poza systemem. No i mocno spadło PiS-owi.
PAP: Co do sondaży, wasze też nie są porywające.
Zgorzelski: Nasze nie są porywające dlatego, że sprawa protestów rolniczych była dla nas trudna. Co byśmy nie zrobili, było złe. Nasi wyborcy, wyborcy Koalicji Obywatelskiej, dzięki którym odnotowaliśmy sukces i wprowadziliśmy do parlamentu 30 posłów i 3 senatorów, stwierdzili, że PSL popierając protesty znów stał się partią jednej klasy społecznej, partią rolników. A my nie mogliśmy się odciąć od naszego DNA, od naszych korzeni, choć wiedzieliśmy, że może to zostać przyjęte z niezrozumieniem części naszych wyborców z małych i średnich miast i przyczółków w dużych miastach. Ale już odbudowujemy poparcie, ostatnie notowania dają nam ponad 5 proc., oczekujemy wiec powrotu do naszego ustabilizowanego poparcia na poziomie 6-9 proc.
PAP: Ostatnio polską opinią publiczną wstrząsnęły sprawy kardynałów Stanisława Dziwisza i Henryka Gulbinowicza. Co czeka polski Kościół?
Zgorzelski: Przez wieki istniał sojusz kościoła z narodem. Dzięki temu przetrwała nasza tożsamość. Kryzys rozpoczął się wtedy kiedy został zawarty sojusz kościoła z władzą. Z początku obu stronom sytuacja ta odpowiadała, tylko nie zauważono, że został utracony kontakt z bazą czyli wiernymi. A że nic nie trwa wiecznie to lądowanie będzie bardzo bolesne. Odnosząc się zaś do sprawy kardynałów - z pewnością to nie koniec i polski kościół zmierza ku Irlandii szybciej niż jest w stanie to sobie wyobrazić .
Autor: Magdalena Rubaj