"Olśniewający, niesławny, niezwykły, genialny, bulwersujący. Diego Maradona. Niedoskonała ikona futbolu. Argentyńczyk, jeden z najbardziej utalentowanych piłkarzy, prezentował rzadką kombinację polotu, ekstrawagancji, wizji i szybkości, która hipnotyzowała fanów. Oburzył też kibiców swoją kontrowersyjną bramką nazwaną +ręką Boga+ i pogrążył się w bagnie narkomanii i osobistych kryzysów poza boiskiem" - wspomina argentyńskiego piłkarza stacja BBC.
Przywołując wspomniane dwie bramki strzelone Anglii - pierwszą zdobytą ręką, a drugą po indywidualnym rajdzie przez pół boiska i minięciu kilku przeciwników - przypomina, że tamtemu meczowi towarzyszyło szczególne napięcie ze względu na brytyjsko-argentyńską wojnę o Falklandy cztery lata wcześniej. Przypomina też słowa Maradony po tamtym spotkaniu, że "to było więcej niż wygrane meczu, to było wyeliminowanie Anglików".
"Diego Armando Maradona był znienawidzony przez naród (tzn. przez Anglików - PAP) za +rękę Boga" w Mexico City, ale podziwiany przez świat za jego chwilę geniuszu zaledwie cztery minuty później. Wybuchowy Argentyńczyk, który zmarł w wieku 60 lat, był bez wątpienia jednym z największych piłkarzy w historii. Maradona - ognista, nieposkromiona osobowość, człowiek tak drastycznie różniący się w swoim światopoglądzie od kochanego w Brazylii Pelego - był nie do zatrzymania w swojej drodze na sam szczyt gry. Ale po zdobyciu mistrzostwa świata w 1986 roku, jego upadek z piedestału był szybki, dziwaczny i, jak on sam, całkowicie nieprzewidywalny" - wspomina Maradonę stacja Sky Sports.
"Mając 5 stóp i 5 cali (165 cm) nie miał budowy konwencjonalnego piłkarza, choć nadrabiał niewielki wzrost krępą, muskularną sylwetką, a czasami wręcz czarodziejskim operowaniem piłką. I pomimo jego zszarganej już reputacji, w ojczyźnie Maradona zawsze pozostawał bohaterem. Kochali go, ponieważ pochodził z najniższej warstwy społeczeństwa i nie tylko z powodu goli przeciwko Anglii. Dla Argentyńczyków był on postrzegany jako symbol siły życiowej, sprytu i chęci naginania zasad, gdy mu to odpowiadało, co jest cechą bardzo podziwianą w tym kraju. Fani Anglii nigdy nie mogliby się zmusić do wybaczenia mu +ręki Boga+" - wspomina Maradonę dziennik "The Times".
"Poczucie rozczarowania, które towarzyszy nazwisku Maradony, nie wynika z tego, że nie udało mu się zrealizować potencjału, jak w przypadku (Jimmy'ego) Greavesa czy (Paula) Gascoigne'a. Choć Maradona nie zdobył tylu trofeów, ile być może powinien, nie było wśród jemu współczesnych sporu, że w szczytowym momencie był najlepszym piłkarzem na świecie. Rozczarowanie wynika raczej z tego, co Pele opisał jako przepaść między wielkością Maradony jako zawodnika, a jego pozycją jako człowieka" - ocenia "Daily Telegraph".
Według tej gazety, to właśnie oba gole strzelone reprezentacji Anglii w 1986 r. najlepiej odzwierciedlają te dwie strony Argentyńczyka. "Było wiele uzasadnień sposobu, w jaki zdobył bramkę (chodzi o tę pierwszą, zdobytą ręką - PAP): argentyńska tradycja vivezy (sprytnej gry) czy chęć zemsty za wojnę o Falklandy cztery lata wcześniej. Nic jednak nie mogło zaprzeczyć stwierdzeniu, że obie bramki były równie trafnym wyrazem błyskotliwej, aczkolwiek wadliwej osobowości. Miał boskie umiejętności, ale również wiele z najbardziej nikczemnych aspektów człowieczeństwa" - pisze "Daily Telegraph".
"Religia jest psychologiczną podporą dla wielu piłkarzy, ale Diego Maradona, który zmarł w wieku 60 lat wskutek ataku serca, poszedł dalej i uwierzył we własną boskość. Jego wielorakie umiejętności jako kreatora gry, organizatora i napastnika przyniosły mu uznanie na całym świecie jako dla jednego z najlepszych piłkarzy, jacy kiedykolwiek byli, choć te pochwały, przynajmniej w umysłach Anglików, są temperowane wskutek gola, którego zdobył dla Argentyny po 51 minutach ćwierćfinału z Anglikami w finałach mistrzostw świata w 1986 roku w Meksyku" - wspomina z kolei Maradonę "The Guardian".
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)