W ostatnią sobotę listopada klienci mogą ponownie robić zakupy w wielkopowierzchniowych sklepach meblowych znajdujących się w galeriach handlowych. "To dobra wiadomość dla branży meblarskiej, która po wiosennym lockdownie musiała w ostatnich tygodniach znów ograniczyć sprzedaż" - podkreślił w rozmowie z PAP prezes Krajowego Rejestru Długów Adam Łącki.
Jak podało KRD, od stycznia do listopada br. dług producentów mebli wzrósł o 24 proc., do blisko 65 mln zł. Z danych rejestru wynika, że ich zadłużenie rosło też przed pandemią, ale w umiarkowanym stopniu. Pandemia przyniosła gwałtowny jego skok. W kwietniu wzrost zadłużenia sięgnął nawet 8 proc. z miesiąca na miesiąc.
Firma wytwarzająca meble ma do oddania średnio 33,4 tys. zł. Rekordzista - przedsiębiorstwo z województwa kujawsko-pomorskiego zalega ze spłatą 2,8 mln zł. Najwięcej - ponad 22,2 mln zł - producenci mebli muszą zwrócić bankom, w dalszej kolejności (18,2 mln zł) firmom windykacyjnym i funduszom sekurytyzacyjnym, a 3,4 mln firmom faktoringowym. Najwięcej długów mają wytwórcy mebli z Wielkopolski - ponad 11,1 mln zł. Na kolejnych miejscach są firmy ze Śląska (7,6 mln zł) i Mazowsza (7,5 mln zł). Najczęściej zaległości wobec kontrahentów mają najmniejsze podmioty - blisko 80 proc. całego zadłużenia należy do jednoosobowych działalności gospodarczych.
Z kolei zadłużenie przedsiębiorstw handlujących meblami przekracza obecnie 34 mln zł. W porównaniu do stycznia to wzrost o 23 proc., czyli o 6,4 mln zł. Według KRD jest to duża zmiana, bo w odróżnieniu od producentów, poziom zadłużenia sprzedawców w ciągu ostatnich dwóch lat utrzymywał się na stałym poziomie. Największą kwotę do uregulowania - stanowiącą 80 proc. zadłużenia sektora - mają jednoosobowe działalności gospodarcze. Sprzedawcy mebli w przeważającej części zalegają ze spłatą bankom, następnie zarządcom wierzytelności i firmom telekomunikacyjnym. Średni dług wynosi 37,5 tys. zł, przy czym rekordzista z Pomorza zalega na prawie 1 mln zł. Pod względem regionalnym największe zadłużenie rozkłada się dość równomiernie na województwa: mazowieckie, pomorskie, wielkopolskie i śląskie, gdzie przekracza 4 mln zł.
Łącki zwrócił uwagę, że jesienne zamknięcie sklepów wielkopowierzchniowych było kolejnym ciosem dla branży. "Gdy firmy powoli zaczęły odrabiać straty po wiosennym lockdownie, znów zostały zmuszone do wstrzymania sprzedaży. Zapewne efekt tego zobaczymy niedługo w kolejnym wzroście zadłużenia branży" - zaznaczył, komentując najnowsze dane KRD. Łącki wyraził nadzieję, że tym razem przyrost nie będzie tak duży, bo zamrożenie sprzedaży trwało krócej niż podczas pierwszej fali pandemii.
W opinii prezesa KRD nie tylko zamykanie sklepów czy wprowadzenie w nich limitów klientów odbijają się na sytuacji polskiego sektora meblarskiego. "Branża odczuła skutki pandemii także pośrednio, poprzez problemy innych branż. Gdy nie remontują się i nie otwierają nowe restauracje, hotele, sklepy czy biura, nie ma zamówień także na ich umeblowanie" - zaznaczył. Dodatkowo, branża jest też bardzo mocno nastawiona na eksport, za granicę wysyła ok. 90 proc. swojej produkcji. "Wiele zależeć więc będzie od tego, jak sytuacja epidemiczna rozwinie się w innych krajach" - ocenił Łącki.
Eksperci zwrócili uwagę, że mimo drugiej fali pandemii, branża meblarska "liczy na odbicie w końcówce roku". KRD wskazał na zaktualizowaną prognozę dla wartości produkcji sprzedanej branży meblarskiej w 2020 r., która ma wzrosnąć o 2,5 proc. w porównaniu z 2019 r. (przedstawiło ją B+R Studio we współpracy z Ogólnopolską Izbą Gospodarczą Producentów Mebli). Jako przyczyny podwyższenia swoich szacunków eksperci wskazali na lepsze możliwości rozwoju eksportu: szybszy niż zakładano powrót handlu, wysoki kurs euro oraz przeznaczanie środków, które konsumenci wydaliby na wakacje, na wyposażenie mieszkania.
Andrzej Kulik, ekspert Rzetelnej Firmy współpracującej z KRD zauważył, że wiele branż, w tym meblarska, obawiało się drugiej fali pandemii. "Ruch na rynku magazynowym wskazuje jednak, że firmy zawczasu zabezpieczały towary i usprawniały logistykę niezbędną do sprzedaży online. Spodziewały się, że po okresie obniżonego zainteresowania konsumenci i firmy zaczną robić odkładane wcześniej zakupy i popyt wzrośnie" – podsumował. (PAP)
autor: Magdalena Jarco
maja/ amac/