Jak podaje gazeta, "banki udzieliły w październiku gospodarstwom domowym kredytów mieszkaniowych za 5,7 mld zł". "To o prawie 19 proc. więcej niż rok temu i o 13 proc. niż we wrześniu. Tak duże odbicie częściowo wynika z odłożonego popytu, bo w połowie roku niepewność dotycząca rynku pracy przełożyła się na mniejszą chęć do zaciągania długu, a wzrost ryzyka skłonił banki do zwiększenia wymogów wobec kredytobiorców, co negatywnie wpłynęło na sprzedaż. Mimo tych zawirowań po dziesięciu miesiącach sprzedaż hipotek jest większa niż w tym samym okresie 2019 r., który był przecież rekordowy pod tym względem" - napisano.
"Rz" zwróciła uwagę, że jest "jeden główny powód dużego wzięcia tych kredytów: ścięcie wiosną przez Radę Polityki Pieniężnej stóp procentowych w Polsce niemal do zera". "To oznacza nie tylko tańsze kredyty – średnie oprocentowanie nowych hipotek w październiku wyniosło niecałe 3 proc. wobec 4,4 proc. tuż przed pandemią – ale i wyższą zdolność kredytową klientów" - wyjaśniono.
Kolejny skutek cięcia stóp to - jak zaznaczono - topnienie lokat. "Zakładane w październiku najpopularniejsze, na jeden–trzy miesiące, miały oprocentowanie sięgające tylko 0,55 proc. w skali roku, co po uwzględnieniu ponad 3-proc. inflacji i podatku od zysków kapitałowych oznacza realną stratę. Nie dziwi więc, że Polacy wycofują pieniądze z lokat – od początku roku ubyło z nich 78 mld zł, czyli jedna czwarta – i część tych środków przeznaczają na zakup mieszkań, wspierając się przy tym kredytem" - podano.
Cytowani przez "Rz" eksperci firmy JLL podkreślają, że "wciąż silny jest popyt inwestycyjny, ale zmieniły się pobudki". "Mieszkanie kupowane jest nie po to, by przynosić zwrot z najmu, lecz by przechować wartość kapitału" - czytamy. (PAP)