Ukraiński pastor: zabito moich synów, by „zdemoralizować wierzących”

2020-12-16 14:21 aktualizacja: 2020-12-16, 16:55
Punkt kontrolny Batalionu Vostok na obrzeżach miasta Donieck, w stronę miasta Słowiańsk. Fot. PAP/Jakub Kamiński
Punkt kontrolny Batalionu Vostok na obrzeżach miasta Donieck, w stronę miasta Słowiańsk. Fot. PAP/Jakub Kamiński
Separatyści zabili moich dwóch synów, by, jak nam powiedziano, „zdemoralizować wierzących” – powiedział PAP pastor Ołeksandr Pawenko, odnosząc się do wydarzeń z 2014 roku, kiedy Słowiańsk w ukraińskim Donbasie był opanowany przez rebeliantów.

„Jest pani pierwszą osobą, której udzielam wywiadu. Nigdy się na to nie zgadzałem, bo to dla mnie bolesne. Trzeba to na nowo przeżyć, poczuć. Zwracały się o to do mnie i AFP, i New York Times…” – rozpoczyna rozmowę z PAP Pawenko w swoim domu w Słowiańsku.

„Mamy dużą rodzinę. Mam ośmioro dzieci – siedmiu synów i córkę. Ośmioro wnuków. Poznała pani też moją żonę. Jesteśmy ludźmi wierzącymi. Regularnie chodzimy do kościoła. Jestem pastorem” – mówi Pawenko, który jest też konsulem honorowym Łotwy w Słowiańsku. Miasto było przez kilka miesięcy w 2014 roku pod kontrolą prorosyjskich separatystów.

Jak zaznacza Pawenko, ze względu na trwające działania zbrojne w mieście brakowało prądu, gazu, wody, a łączność telekomunikacyjna działała z przerwami. „Ja jako duchowny nie mogłem zostawić miasta i Kościoła, natomiast powiedziałem dzieciom, żeby stąd wyjechały, bo czeka nas nieszczęście. Jesteśmy przedsiębiorczą rodziną i zdaję sobie sprawę, że w czasach rozruchów, anarchii w ludziach rodzi się złość, mściwość, zazdrość. Dzieci powiedziały jednak: tato, nie zostawimy was” – kontynuuje rozmówca PAP.

Pastor: powiedzieli, że skontrolują i wypuszczą moich synów 

„Jest czerwiec. Dzień Trójcy Świętej. Święto, niedziela. Całą rodziną wybraliśmy się do kościoła. Jak zawsze ubraliśmy się odświętnie” – wspomina pastor.

Kiedy skończyło się nabożeństwo, przed świątynię podjechały samochody, w nich ludzie w kominiarkach, było widać tylko oczy, z automatami w rękach. Zapytali wychodzących z kościoła wiernych o to, do kogo należą stojące tam samochody. "A były tam cztery pojazdy, w tym moich synów. Mówią: wsiadajcie, zabieramy was” – opowiada pastor.

Zapytaliśmy, na jakiej podstawie zabierają moich synów, na co odpowiedzieli, że ich skontrolują i wypuszczą - dodaje, zaznaczając, że  wcześniej już niejednokrotnie przychodzili do ich domu, wzięli kilka samochodów "na potrzeby rewolucji". Oprócz dwóch synów Pawenki zamaskowani ludzie zabrali też dwóch diakonów.

„Pojechaliśmy do domu, czekaliśmy. Jeden z moich synów widział, że zawieźli ich do swojego sztabu, który zorganizowali na terenie jednostki straży pożarnej" - dodaje.

Pawenko opowiada, że w mieście doszło do intensywnego ostrzału, a siły przeciwnej strony zrzuciły na jego zakład meblarski 50 min. „Kiedy gasiliśmy pożar, na terytorium spadło kolejnych 10 min, mój syn został ranny, odłamek przebił płuca” – dodaje. „Powiedziałem do dzieci – uciekamy stąd, niech płonie, bo zaraz nas pozabijają. Pojechaliśmy do szpitala do oddalonego o 70 km miasta Izium. Było tam bardzo wielu rannych, dzieci, kobiety..." - opowiada.

Rodzina szukała porwanych przez około 40 dni, na ich prośbę o informacje w tej sprawie zwrócono się nawet do Igora Striełkowa, który do sierpnia 2014 roku sprawował funkcję ministra obrony w powołanej przez separatystów tzw. Donieckiej Republice Ludowej. "Chodziliśmy też na milicję, do kogo tylko było można, ale nie mogliśmy ich znaleźć" – kontynuuje.

Pawenko: moi synowie byli torturowani

Kiedy ukraińska armia wyzwoliła miasto, zaczęliśmy sami prowadzić poszukiwania – dodaje. Jego brat dowiedział się, że mężczyźni zostali rozstrzelani i pochowani na jednym z żydowskich cmentarzy w Słowiańsku w mogile razem z 12 innymi osobami.  "Zidentyfikowano ich zwłoki, ja nie brałem w tym udziału, było to zbyt bolesne" - mówi Pawenko. Wisi nad nim obraz przedstawiający dwóch zabitych synów i schody prowadzące do nieba.

"Dowiedzieliśmy się, że byli torturowani, zawiązano im oczy, strzelano koło głowy, czytano rozkazy rozstrzału +zdrajców ojczyzny+. Wsadzono ich do samochodu, wywieziono i rozstrzelano w środku pojazdu, który później spalono" - informuje Pawenko.

Rodzina dowiedziała się też, że osoby, które brały udział w rozstrzale, uciekły do Rosji. Pół roku później do jednego z synów Pawenki zadzwoniła osoba z Rosji i powiedziała, że zna adresy ludzi, którzy torturowali i rozstrzelali mężczyzn. Dodała, że przekaże te informacje w zamian za pieniądze. Pastor odmówił: „niech Bóg decyduje o losie tych ludzi, niczego już się nie zmieni, nie przywróci się życia”. Dzwoniącego zapytano jednak, dlaczego mężczyźni zostali zabici. „Chcieliśmy demoralizować wierzących” – odparł.

„Nie mieliśmy i nadal nie mamy wrogów. Nikomu niczego nie byłem winien. Staramy się być z dala od polityki. Tak, jestem obywatelem Ukrainy, kocham swój kraj” – podkreśla Pawenko. Jak wyjaśnia, jego rodzina to chrześcijanie ewangeliczni, którzy prowadzą aktywną aktywność społeczną w mieście, np. zajmują się ewangelizacją czy organizują obchody Święta Bożego Narodzenia, podczas których rozdają herbatę i ciastka. „Ale nie wszystkim się to podoba” – kwituje.

Ruwym Pawenko miał 30 lat, podwójne wyższe wykształcenie, skończył prawo i ekonomię, drugi z zabitych synów pastora, 24-letni Albert, dopiero co wziął ślub. Razem z nimi zabito dwóch diakonów. W pobliżu żydowskiego cmentarza w Słowiańsku, gdzie znaleziono we wspólnym grobie zwłoki mężczyzn, stoi upamiętniający ich pomnik.

Ze Słowiańska Natalia Dziurdzińska (PAP)