"Zbrojne protesty planowane są we wszystkich 50 stanowych parlamentach od 16 stycznia oraz przed Kapitolem między 17 a 20 stycznia" - głosi dokument FBI, do którego dostęp uzyskało ABC.
Zbrojne protesty w USA. Istnieje ryzyko wzniecenia buntu
Informuje on o ryzyku ataków na gmachy administracji federalnej oraz stanowej, a także na sądy. ABC pisze, że "zidentyfikowana grupa zbrojna" planuje przyjechać 16 stycznia do Waszyngtonu i zapowiada "wzniecenie buntu, jeśli zostaną podjęte kroki, mające na celu usunięcie z urzędu prezydenta USA Donalda Trumpa przed 20 stycznia.
Reutersowi nie udało się dotąd skontaktować z przedstawicielami FBI w celu potwierdzenia doniesień ABC.
Stanowe służby bezpieczeństwa w USA sprawdzają, czy wśród uczestników szturmu nie było ich funkcjonariuszy w cywilu - donosi portal CNN.
Kapitol od czwartku jest otoczony płotem i przypomina twierdzę, siły zbrojne zabezpieczają każdy kongresowy budynek w amerykańskiej stolicy. Mieszkańcy Waszyngtonu zza ogrodzenia dziękują funkcjonariuszom, koło Pomnika Wolności nieopodal Kongresu palą się znicze w intencji zabitego w trakcie szturmu oficera policji Briana Sicknicka.
Straż Kapitolu, nieliczna i bez odpowiedniego wyposażenia, była przytłoczona w środę przez napierający tłum. Część funkcjonariuszy otwierała przed demonstrantami barierki, część stawiała opór.
Zbrojne protesty w USA. Zarzuty niekompetencji pod adresem służb obronnych
W związku z wtargnięciem uczestników środowej demonstracji do gmachu Kongresu amerykańskie służby mierzą się z zarzutami braku koordynacji działań oraz słabej komunikacji, co skutkowało utratą kontroli nad sytuacją. Pentagon oskarżany jest o opieszałość i długie podejmowanie decyzji, a straż Kapitolu, odpowiadająca za bezpieczeństwo Kongresu, jest obwiniana o zbagatelizowanie zagrożenia przed atakiem. To także zarzuca się władzom miejskim Waszyngtonu.
Wraz z pojawianiem się nowych nagrań i szczegółów w oczy rzuca się, że parlamentarzyści stanęli w obliczu większego niebezpieczeństwa, niż wydawało się to w trakcie szturmu. Demonstrujących od kongresmenów dzieliły metry.
"Byliśmy uwięzieni. Miałem mój długopis w kieszeni, który mogłem użyć jako broni, ale szukałem innej" - relacjonował demokratyczny kongresmen Jason Crow, który służył w wojsku w Iraku oraz Afganistanie.
W USA trwają poszukiwania uczestników zamieszek. Prokurator Waszyngtonu Michael Sherwin oczekuje, że zarzuty postawione zostaną setkom osób, a śledztwa trwać będą miesiącami.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)
kgr/