Kaczkan o zdobyciu K2: Szerpowie patrzą inaczej na himalaizm i użycie tlenu

2021-01-23 09:47 aktualizacja: 2021-01-23, 18:36
Himalaje. Wyprawa na K2. Widok z oboz czwartego na broad Peak i Gasherbrumy. Fot. PAP/DOYCHIN BOYANOV
Himalaje. Wyprawa na K2. Widok z oboz czwartego na broad Peak i Gasherbrumy. Fot. PAP/DOYCHIN BOYANOV
Himalaizm dla Nepalczyków-Szerpów jest czymś innym niż dla alpinistów świata zachodniego - uważa zdobywca K2 i Nanga Parbat Marcin Kaczkan. "Nie mają dylematów przy używaniu tlenu" - powiedział PAP alpinista i wykładowca Politechniki Warszawskiej.

Polska Agencja Prasowa: Do 16 stycznia był pan wraz z Piotrem Morawskim i Denisem Urubką rekordzistą, co do wysokości osiągniętej zimą na K2 (7650 m w 2003 r.). Jak się pan czuje po wyczynie 10 Nepalczyków, którzy zdobyli K2 tydzień temu z użyciem tlenu?

Marcin Kaczkan: Normalnie. Fakty mówią same za siebie. Szerpowie dokonali pierwszego wejścia w zimie, z tlenem czy bez, ale zrobili to. Byli we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Pokazali, że są lepsi od innych, że są profesjonalistami. To, że my Polacy mamy taką znakomitą kartę w historii zimowego himalaizmu, że do nas należy 10 z 14 pierwszych wejść na ośmiotysięczniki nie dawało nam pierwszeństwa na K2. Mogliśmy wejść, próbowaliśmy kilka razy i nie udało się. Jak widać Nepalczykom nawet COVID-19 nie przeszkodził w logistyce.

PAP: Środowisko wspinaczkowe, ale i opinia publiczna są podzielone oceniając sukces Szerpów, bo używali tlenu z butli, czyli korzystali z - nazwijmy to - wspomagania...

M.K.: Myślę, że dyskusja jest trochę bezcelowa. Nepalczycy nie traktują himalaizmu sportowo, jak wspinacze z zachodu Europy i innych części świata. To ich praca. Jak coś można zrobić łatwiej, z tlenem, to dlaczego z tego nie skorzystać. Oni mogą się dziwić, a nawet +pukać w głowę+, dlaczego inni himalaiści nie chodzą z tlenem, skoro jest łatwiej i szybciej. Poręczując szlaki w Himalajach zawsze korzystali z tlenu. Oczywiście są jednostki, jak Nirmal Purja czy Mingma Gyalje Sherpa, zdobywcy Korony Himalajów i Karakorum, którzy być może wspinanie traktują inaczej, widzą w nim pierwiastek sportowy, ale pozostali myślę, że nie.

PAP: Niektórzy wspinacze, m.in. znani panu z kilku wypraw Urubko i Adam Bielecki, mówią jeszcze ostrzej: tlen w górach wysokich to doping...

M.K.: Tlen +obniża+ wysokość ośmiotysięcznika o około 2000 m. Wspinaczka z tlenem i bez to przepaść, ale sądzę, że Szerpowie nie mają takich dylematów. Tlen nie jest w moim mniemaniu dopingiem - nie jest zakazany w himalaizmie, tak jak np. sterydy w sporcie, ale... bardzo ułatwia działanie. Himalaizm nie jest ograniczony przepisami - każdy może wejść w innym stylu, a nawet uznawać kiedy zaczyna się czy kończy zima... Nepalskie ekspedycje w tym roku pod K2 zaczęły działać przed rozpoczęciem kalendarzowej zimy. Trzeba tylko mówić otwarcie o stylu i zamiarach prezentując swoje stanowisko, a Nepalczycy nigdy nie kryli faktu używania tlenu.

PAP: Jeden ze zdobywców, wymieniony przez pana Purja, który już w 2019 r. przeszedł do historii wchodząc na 14 ośmiotysięczników w 189 dni, oczywiście z tlenem, na K2 go nie używał. Działał w stylu sportowym?

M.K.: Nie do końca. Jego stopień ryzyka w trakcie wspinaczki w grupie, z dziewięcioma osobami korzystającymi z tlenu, był zupełnie inny w porównaniu do wypraw sportowych, które z założenia działają bez tlenu. Wejście z tlenem to zawsze większe poczucie bezpieczeństwa i komfortu psychicznego. Tak było z Purją. Przecież gdyby coś poszło nie tak jak powinno, to otrzymałby tlen natychmiast. Gdy wspinasz się z założenia bez tlenu, towarzyszy ci dużo większy stopień ryzyka, jest też inna logistyka m.in. z powodu konieczności dłuższej aklimatyzacji. Mamy tlen medyczny na wyprawach, ale on jest w niższych obozach. W górze podejmujemy ryzyko oceniając swoje umiejętności, doświadczenie, warunki pogodowe...

PAP: Szerpowie mieli też szczęście, bo pogoda była niesamowicie sprzyjająca podczas ataku szczytowego - prawie bez wiatru, doskonała widoczność...

M.K.: Szczęście trzeba mieć zawsze. Moje doświadczenia wskazują, że w grudniu w Karakorum są właśnie lepsze warunki, dłuższe okresy lepszej pogody, choć mroźniej, ale nie ma tak silnych wiatrów. Taka aura utrzymuje się do połowy lub końca stycznia. Potem przychodzi załamanie. W lutym i marcu trochę się +ociepla+, ale huragany są znacznie silniejsze, także opady śniegu większe.

PAP: Wiele osób mówi, że Nepalczykom to wejście na K2 należało się, bo od dziesięcioleci byli +wykorzystywani+ przez wspinaczy zachodnich, traktowani gorzej, niczym siła robocza w górach najwyższych...

M.K.: Należało się, choć nie lubię tego słowa, bo są fachowcami. To genetyka poparta codzienną pracą na wysokościach. Dawno już minęły czasy +wykorzystywania+ Szerpów, jak to pani ujęła, przez innych himalaistów. Owszem, tak było może w latach 20., czy 50. XX wieku, gdy pomagali oni wydatnie himalaistom z Europy Zachodniej i pozostawali w dużej mierze anonimowi. Ale to minęło. Szerpowie pracują na swój sukces finansowy od kilkunastu lat. Stali się bardzo zaradni. To oni mają agencje turystyczne, a nie jak dawniej, są przez nie wynajmowani.

PAP: Czym zatem była ich udana próba zdobycia zimą K2 w Karakorum? Nepalczycy mają przecież Himalaje, swoje królestwo gór najwyższych...

M.K.: Dali sygnał światu: jesteśmy fachowcami, zapraszamy chętnych w Karakorum. Wprowadzimy was wszędzie, nawet na K2 zimą. Ta wyprawa to dbanie o swoje interesy, także chęć powiększenia własnego biznesu i... niezwykle skuteczna reklama. Szerpowie już dawno odkryli, że wspinanie to biznes, a konkurencja w górach najwyższych jest coraz większa. Zmonopolizowali Himalaje. rozwinęli +przemysł+ komercyjny wypierając niezależne wyprawy, które często muszą działać na ich warunkach.

PAP: Czy wspinaczka sportowa, tj. w małych zespołach, na ośmiotysięcznikach w Himalajach jest obecnie niemożliwa?

M.K.: Popularne trasy na ośmiotysięcznikach to teraz turystyka i biznes. Dlatego stały się nieatrakcyjne dla tych, którzy szukają sportowych lub eksploracyjnych wyzwań. Ale to nie oznacza, że himalaizm rozumiany jako wyczyn sportowy i pokonywanie własnych barier umrze. Poza komercyjnymi ścieżkami znajdzie się coś dla +prawdziwych twardzieli+. Jest także mnóstwo dziewiczych sześciotysięczników, trudnych szczytów siedmiotysięcznych, na których można działać w stylu alpejskim.

PAP: Globalizacja i informatyzacja spowodowały, że wyprawę na K2 śledziły miliony ludzi +na żywo+. Kiedyś informacje o górskich sukcesach, ale i dramatach docierały do mediów i opinii publicznej po kilku dniach. Teraz wszystko jest na wyciągnięcie ręki, tj. kliknięcie w komputer. Podoba to panu jako trzeciemu Polakowi w historii, który zdobył tytuł Śnieżnej Pantery przyznawany za zdobycie pięciu siedmiotysięczników w byłym ZSRR?

M.K.: Nic na takie czasy nie poradzę. Czułem się dużo lepiej bez medialnego i internetowego szumu, gdy 20 lat temu jeździłem w małych zespołach w Pamir czy Tienszan. Robiłem to, co uwielbiałem, z dala od ludzi. To był mój azyl.

Rozmawiała: Olga Miriam Przybyłowicz (PAP)

liv/