"To był wielki mistrz. Zawsze mi imponował jego spokój, zrównoważenie. Przy tym wielki taktyk. Czuł wyścig, wiedział dokładnie, kiedy i jak zaatakować, i to dokładnie w tym momencie, gdy inni mieli dosyć. Krótko mówiąc: profesor kolarstwa" - ocenił Lang w rozmowie z PAP.
Młodszy od Szurkowskiego o dziewięć lat Lang zdążył ścigać się z nim w reprezentacji, m.in. w mistrzostwach świata. "Byłem pierwszym z nowej fali kolarzy, którzy do kadry szosowej - w składzie z Szurkowskim, Szozdą, Mytnikiem, Nowickim - trafili z toru. Po mnie przyszli Jankiewicz, Sójka, Szczepkowski, Faltyn. Startować razem z Ryszardem to była dla mnie przyjemność" - wspomniał.
Szurkowski odniósł mnóstwo sukcesów. W 1973 roku został mistrzem świata, dwukrotnie (1972, 1976) wywalczył olimpijskie srebro w jeździe drużynowej na czas, cztery razy (1970, 1971, 1973 i 1975) wygrał Wyścig Pokoju. Powszechnie uważano go za najlepszego zawodnika-amatora na świecie.
Jednak ani razu nie wygrał Tour de Pologne, choć do dziś należy do niego rekord 15 etapowych zwycięstw. Jak to było możliwe?
"W mistrzostwach świata czy Wyścigu Pokoju startowała reprezentacja złożona z najlepszych kolarzy, którzy pomagali swojemu kapitanowi. Kapitanem nie mógł być nikt inny tylko Ryszard. Szozda, Mytnik, Nowicki, ja - wszyscy pomagaliśmy Szurkowskiemu. A w Tour de Pologne każdy z kadrowiczów reprezentował swój klub i obowiązywało hasło: +bij mistrza+. Wszyscy chcieli pokonać Szurkowskiego, a jemu nie było łatwo wygrać klasyfikacji generalnej. Ale wygrywał etapy, i to w wielkim stylu" - wyjaśnił Lang.
Później Szurkowski został ambasadorem Tour de Pologne.
"Startował w naszym wyścigu amatorów, zachęcał ludzi do jazdy na rowerze, był zawsze otwarty, przyjazny i aktywny. Aż do tego tragicznego wypadku w Niemczech" - wspominał Lang.
Dramat Szurkowskiego wydarzył się 10 czerwca 2018 roku podczas wyścigu weteranów w Kolonii. Tuż przed Polakiem przewróciło się dwóch kolarzy, a on sam upadł na twarz. Doznał uszkodzenia rdzenia kręgowego i czterokończynowego porażenia. Ponadto miał uszkodzoną czaszkę, połamaną w kilku miejscach szczękę, zdeformowany nos, wyrwaną wargę. W Niemczech przeszedł kilka operacji kręgosłupa i twarzy. Tam rozpoczął rehabilitację, którą kontynuował w kraju. Do końca życia poruszał się na wózku inwalidzkim.
"W życiu osobistym nie miał łatwo. Śmierć syna w nowojorskim World Trade Center 11 września 2001 roku, potem tragiczny wypadek w Niemczech, który dla nas był szokiem. Staraliśmy się pomagać. Gdy pojechałem do szpitala, żeby się z nim zobaczyć, nie wiedziałem, jak się zachować. Ryszard był radosny. To on dawał dobrą energię, mówił, że będzie dobrze. Nie trzeba było go pocieszać. Walczył do samego końca, nigdy się nie poddawał. Taki pozostanie w mojej pamięci" - zakończył Lang. (PAP)
liv/