Informację o śmierci aktora potwierdził PAP dyrektor Teatru Współczesnego w Warszawie Maciej Englert.
Krzysztof Kowalewski urodził się 20 marca 1937 r. w Warszawie. Jego ojcem był Cyprian Kowalewski, oficer rezerwy Wojska Polskiego, a matką aktorka Elżbieta Herszaft. Był absolwentem warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej (PWST) (obecnie Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza).
Pytany w jednym z wywiadów o najważniejszą cechę w zawodzie aktora, odparł: "Talent to jest coś, z czym się człowiek rodzi albo nie". Jednocześnie zaznaczył: "Załóżmy, że mówimy o aktorze utalentowanym. „Wtedy niewątpliwie równolegle z talentem idzie pracowitość. Jeśli nie ma pracowitości, precyzji, to na dłuższą metę niewiele można osiągnąć" - dodał.
Na dużym ekranie debiutował w 1960 roku
Była to niewielka rola w „Krzyżakach” w reż. Aleksandra Forda. W kolejnych latach wystąpił, m.in. w filmach: „Urząd” w reż. Janusza Majewskiego (1969) i „Uciec jak najbliżej" w reż. Janusza Zaorskiego (1972).
Uznanie widzów przyniosła Kowalewskiemu rola Rocha Kowalskiego w „Potopie" w reż. Jerzego Hoffmana (1974 r). Po blisko ćwierćwieczu aktor ponownie wystąpił u Hoffmana – tym razem jako Zagłoba - w filmie "Ogniem i mieczem" (1999).
Największą popularność przyniosły mu jednak postacie komediowe. Wystąpił, m.in. w filmach: "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz" (1978), "Miś" (1980), "Rodzina Leśniewskich" (1980), "Wyjście awaryjne"(1982), "C.K. Dezerterzy" (1985), "Nowy Jork - czwarta rano"(1988), "Rozmowy kontrolowane"(1991), "Nic śmiesznego"(1995), a na początku XXI w.- w filmie "Ryś" w reż. Stanisława Tyma (2007) i w "Sercu na dłoni" w reż. Krzysztof Zanussi(2008).
Najmłodsza publiczność pamięta Kowalewskiego m.in. z ról w serialach "Rodzina Leśniewskich" (1978) i "Janka" (1989).
Kowalewski był znany również słuchaczom radiowym, jako niezapomniany Pan Sułek w satyrycznym słuchowisku autorstwa Jacka Janczarskiego, "Kocham Pana, Panie Sułku". Pan Sułek, "starszy bęcwał w młodym wieku" (jak tę postać określił sam Kowalewski), pojawił się na antenie radiowej Trójki w 1973 r.Od początku towarzyszyła mu Pani Eliza (w tej roli Marta Lipińska). Na każde jej "Kocham Pana, Panie Sułku...", Sułek odpowiadał zirytowanym głosem: "Cicho!".
Kowalewski, pytany w jednym z wywiadów prasowych, na czym - jego zdaniem - polega wielka popularność tej w gruncie rzeczy mało sympatycznej postaci odparł: "socjologowie określiliby to krótko – „czar chama".
W opinii aktora słuchacze pokochali Sułka za jego "prostolinijność, za to, że wali prosto z mostu to, co ma na myśli". "To dziwne, ale mam wrażenie, że wielu pisarzy jest wręcz zafascynowanych tego typu postaciami. Wystarczy wymienić Edka w +Tangu+ czy Pełnomocnika w +Ambasadorze+ Mrożka" - ocenił.
Kowalewski zagrał również ponad sto ról w Teatrze Telewizji Polskiej.
Niezapomniane role w Teatrze Współczesnym
Na scenie aktor zadebiutował w 1961 r. rolą Willy'ego w przedstawieniu "Robin Hood" (Teatr Klasyczny w Warszawie). Był kolejno członkiem warszawskich zespołów: Teatru Klasycznego (1960-61), Dramatycznego (1961-62), Polskiego (1962-70) i Teatru Rozmaitości (1974-77). Na początku lat 70. występował w Studenckim Teatrze Satyryków.
Od 1977 r. Kowalewski był związany z warszawskim Teatrem Współczesnym. Na scenie tego teatru można go było zobaczyć m.in. w spektaklach: "Namiętna kobieta", "Czarowna noc", "Męczeństwo Piotra Ohey'a i "Napis". Zagrał też na deskach Współczesnego, m.in.: Wengerowicza-ojca w „Sztuce bez tytułu” Czechowa w reż. Agnieszki Glińskiej, Grabarza w „Hamlecie” Szekspira w reż. Macieja Englerta, Jonville’a w „Najdroższym” Vebera w reż. Wojciecha Adamczyka.
Ostatnio widzowie mogli podziwiać aktora na scenie Teatru Współczesnego w roli Andre w spektaklu „Nim odleci” wg Floriana Zellera w reż. Macieja Englerta.
W 1987 r. otrzymał nagrodę prezydenta m.st. Warszawy za rolę Męża w sztuce "Życie wewnętrzne" wg Marka Koterskiego. W 1991 r. zdobył indywidualną nagrodę aktorską za rolę Sir Tobiasza Czkawki w "Wieczorze Trzech Króli" podczas XXXI Kaliskich Spotkań Teatralnych.
Jego dorobek w Teatrze Polskiego Radia doceniono w 1992 r., wręczając artyście nagrodę Wielkiego Splendora. W 2006 r. otrzymał nagrodę w kategorii "najlepszy aktor komediowy" za rolę w serialu "Daleko od noszy" w reż. Krzysztofa Jaroszyńskiego podczas VII Festiwalu Dobrego Humoru.
Był wieloletnim wykładowcą macierzystej uczelni - PWST w Warszawie.
Aktor w 2002 r. został odznaczony Kawalerskim Orderem Odrodzenia Polski, a w 2009 r. otrzymał Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
"Zmarł wielki aktorski mistrz"
"Trudno znaleźć słowa, bo odszedł człowiek, które był Człowiekiem właśnie; wspaniałym artystą, ale przez to, że był Człowiekiem, był wspaniały. Nie gonił za niczym, tylko chciał dawać siebie ludziom. Dlatego tak ciężko pogodzić się z jego śmiercią" - powiedział PAP Wojciech Malajkat, aktor, reżyser, rektor Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie.
"Miałam zaszczyt i grać z nim w filmie i reżyserować wielkiego, wspaniałego Krzysztofa Kowalewskiego, więc tak - skrzyżowały się nasze ścieżki również pracy. To był artysta, który nie pracował nigdy na pół gwizdka czy robił coś lewą ręką. Zawsze się spalał w tym, co robił i z tego powodu dziś jest tak smutno, bo odszedł ktoś, kogo kochaliśmy" - dodał.
Aktor Michał Żebrowski, który wspólnie z Krzysztofem Kowalewskim zagrał w "Ogniem i mieczem" zaznaczył, że "zmarł wielki aktorski mistrz, wielki człowiek, przyjaciel, kolega, w towarzystwie którego zawsze chciałoby się być lepszym niż się jest w rzeczywistości".
"Kultura osobista Krzysztofa Kowalewskiego, jego pozycja zawodowa i to jak do końca pracował, jakim był człowiekiem, jak się odnosił do młodzieży, do wszystkich wokół, jakim był przykładem - to sprawia, że wszyscy czujemy dzisiaj olbrzymi żal i smutek z powodu straty przyjaciela. Człowieka, na widok którego zawsze się uśmiechaliśmy i chyba nie było osoby, która by źle Krzysztofowi życzyła" - powiedział.
Wspominając Kowalewskiego Żebrowski podkreślił, że aktor był osobą dobrą, ciepłą i dowcipną. "Pamiętam, kiedy jako młody Skrzetuski, siedząc w garderobie z Krzysztofem Kowalewskim, który grał Zagłobę zawołano nas na plan. Zerwałem się w pośpiechu chcąc biec, czekam na Krzysztofa, który zakładał kostium i mówię: panie Krzysztofie szybko, szybko - wołają nas. Krzysztof na mnie spojrzał i odpowiedział: chłopcze, nie traćmy godności" - wspominał Żebrowski.
Dodał, że aktor był człowiekiem wielkiej prawości. Lojalnym zarówno wobec kolegów jak i swojego Teatru Współczesnego. "Był bardzo wierny Teatrowi Współczesnemu, zawsze wypowiadał się o tej scenie z miłością i oddaniem. Teatr Współczesny na pewno byłby inny bez Krzysztofa Kowalewskiego. Na pewno inna byłaby jego historia. Nie byłoby "Martwych dusz", nie byłoby takiego "Wieczoru Trzech Króli", nie byłoby takiego grabarza w "Hamlecie" z Borysem Szycem. To są takie rzeczy, którymi można się chwalić na całym świecie, pod każdą szerokością geograficzną" - ocenił Michał Żebrowski.
Autorzy: Grzegorz Janikowski, Marcin Chomiuk
mmi/