„Ponieważ rośnie liczba udawanych wejść (na szczyty - PAP) i przekrętów ratowniczych, mamy nadzieję, że system, kiedy już zostanie wprowadzony, odstraszy osoby w branży wspinaczkowej od popełniania tych nadużyć” - powiedział dziennikowi „The Katmandu Post” Rudra Singh Tamang, dyrektor generalny w departamencie turystyki, gdzie nadzoruje się wyprawy wspinaczkowe, w tym wejścia na Everest.
Departament zamierza wyposażyć 20 oficerów łącznikowych w urządzenia GPS, do geolokacji. Dzięki temu departament będzie wiedział, gdzie znajdują się oficerowie i czy rzeczywiście towarzyszą wyznaczonym wyprawom wspinaczkowym.
W 2019 r. władze Nepalu po raz pierwszy przyznały, że 22 na 37 oficerów łącznikowych nie dotarło tamtej wiosny do obozu pod Everestem. „Tylko Gyanendra Shrestha i dwóch, może trzech oficerów łącznikowych stacjonowało w bazie (pod Everestem - PAP) do końca” - powiedział w 2019 r. reporterom nepalskiego Centrum Dziennikarstwa Śledczego Kami Rita Sherpa, który wszedł na Czomolungmę 24 razy.
Według Sherpy niektórzy oficerowie dotarli tylko do Namche Bazar lub pozostali w Katmandu. Brak oficerów w bazach umożliwia niektórym wspinaczom otrzymanie certyfikatu zdobycia najwyższego szczytu świata. Do tego potrzeba m.in. zdjęcia ze szczytu oraz podpisanego raportu oficera łącznikowego, który nadzoruje wyprawę.
Pod koniec stycznia br. władze Nepalu zakończyły śledztwo w sprawie Narendry Singha Yadava i Seemy Rani Goswami z Indii, którzy zgłosili się po certyfikat zdobycia Everestu w 2016 r. Zmanipulowali zdjęcia, a oficer łącznikowy zatwierdził raport z wejścia.
W 2020 r. Yadav miał otrzymać w prestiżową nagrodę za swoje wyczyny w Himalajach. Nagrodę miał wręczyć prezydent Indii. Inni wspinacze podważyli jednak autentyczność zdjęć. Brakowało rury łączącej maski tlenowe ze zbiornikami z tlenem, w okularach słonecznych nie odbijał się śnieg, a flagi posępnie zwisały w miejscu, gdzie wieją porywiste wiatry.
Władze Nepalu na prośbę indyjskiego ministerstwa turystyki przeprowadziły śledztwo - obaj wspinacze za fałszerstwo otrzymali 10-letni zakaz wspinania w Nepalu. W 2016 r. udowodniono oszustwo dwóm innym indyjskim himalaistom. Departament turystyki bada sprawy kolejnych czterech Indusów i jednego wspinacza ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
"Oficer łącznikowy to bardzo lukratywna posada"
„Oficer łącznikowy to bardzo lukratywna posada. To marzenie urzędnika” - przyznaje w rozmowie z PAP Pasang Lama, przewodnik górski z Khumbu. „Potrafią wydusić z wypraw nawet 2,5 tys. USD, oprócz sprzętu, np. kurtek i śpiworów, których i tak nie użyją w bazie, bo ich tam nie będzie lub pojawią się na dzień lub dwa” - tłumaczy.
„Dieta zależy od targowania” - powiedział dziennikowi „The Kathmandu Post” jeden z urzędników, który dwa razy nadzorował wyprawy na Everest. „To nielegalne, ale normalne” - dodał.
Organizatorzy wypraw na Everest, z którymi rozmawiała PAP, zgodnie twierdzą, że oficerowie łącznikowi nie są przygotowani do przebywania w bazie pod Everestem. „Zazwyczaj to urzędnicy, którzy spędzili cały rok za biurkiem, a przez łapówki i układy w ministerstwie udało im się zostać oficerami łącznikowym” - mówi PAP menedżer jednej z największych firm wspinaczkowych w Katmandu.
Firmy płacą również dlatego, że zadowolony oficer łącznikowy, z dala od bazy, nie wtrąca się w funkcjonowanie wyprawy. Koszt jednego uczestnika, bez pozwolenia na wejście na szczyt, które wynosi 11 tys. USD, może sięgnąć 40-90 tys. USD.
Departament turystyki na program pilotażowy, w tym na zakup 20 urządzeń GPS, przeznaczył 5 mln rupii (ok. 158 tys. zł). Dyrektor Rudra Singh Tamang zapowiedział, że jeżeli wprowadzenie systemu przebiegnie pomyślnie, GPS będzie obowiązkowy dla wszystkich.
„Pewnie wiele urządzeń tych oficerów popsuje się w tym roku” - mówi ze śmiechem Lama. „Rozleje się komuś gorąca kawa albo któryś z szerpów, tragarzy wysokościowych, wniesie je do bazy zamiast urzędnika” - dodaje.
Z Katmandu Paweł Skawiński (PAP)
lp/