W rozmowie z dziennikiem "Washington Post" lekarz sądowy Francisco J. Diaz przekazał, że podczas sekcji zwłok nie znaleziono dowodów na to, by 42-letni funkcjonariusz zginął w wyniku podtrucia gazem czy obrażeń wewnętrznych lub zewnętrznych.
Wydarzenia na Kapitolu bez wątpienia wpłynęły na zdrowie mężczyzny
Doktor przyznał, że Sicknick był jednym ze strażników, którzy 6 stycznia starli się z tłumem, który siłą wtargnął na Kapitol i ocenił, że wydarzenia te "wpłynęły na jego stan".
Funkcjonariusz miał dwa udary. Nie jest wiadomo czy wcześniej chorował.
Śmierć z przyczyn naturalnych oznacza, że prokuratorom federalnym trudno będzie postawić zarzuty zabójstwa w sprawie Sicknicka - odnotowuje Reuters.
Do tej pory zarzuty napadnięcia na Sicknicka postawiono dwóm mężczyznom. Oskarżeni mieli spryskać strażnika Kapitolu i jego dwóch kolegów gazem, prawdopodobnie środkiem na odstraszanie niedźwiedzi.
Wcześniejsze doniesienia o stanie zdrowia strażnika z Kapitolu
Wcześniej straż Kapitolu informowała, że Sicknick "został ranny podczas fizycznej walki z demonstrantami". W trakcie szturmu funkcjonariusz wrócił do swojego biura, gdzie zasłabł, i został przewieziony do szpitala. Zmarł następnego dnia, zwiększając liczbę ofiar śmiertelnych ataku na Kapitol do pięciu.
Prochy strażnika wystawiono na początku lutego na kilka godzin w Rotundzie amerykańskiego parlamentu; hołd oddał mu prezydent Joe Biden. Funkcjonariusz został pochowany na wojskowym Cmentarzu Narodowym w Arlington pod Waszyngtonem. (PAP)
kgr/