Dla obydwu zespołów spotkanie było podsumowaniem pierwszego etapu przygotowań do zaczynających 11 czerwca mistrzostw Europy.
Według Koźmińskiego największym pozytywem była postawa zdobywcy bramki dla biało-czerwonych Jakuba Świerczoka. Jego zdaniem gracz Piasta Gliwice godnie zastąpił kontuzjowanego Krzysztofa Piątka, a w hierarchii napastników – zważywszy na kłopoty zdrowotne Arkadiusza Milka – może nawet awansować na drugie, po Robercie Lewandowskim, miejsce.
Koźmińskiemu podobała się zwłaszcza postawa reprezentacji w pierwszym kwadransie, a także w drugiej połowie.
"Tylko przez trzydzieści minut pierwszej połowy daliśmy się zdominować rywalowi, pojawiły się też problemy z wysokim pressingiem, który był skuteczny tylko w pewnych fragmentach meczu. Widać było, że piłkarze czuli w nogach ostatnie treningi, ale to jest absolutnie zrozumiałe w tym momencie. Gdybyśmy już teraz widzieli zawodników w bardzo dobrej dyspozycji fizycznej, byłoby to wręcz alarmujące" – stwierdził.
Srebrny medalista igrzysk olimpijski w Barcelonie zwrócił też uwagę, że Kamila Piątkowskiego na pewno stać na lepsze rozgrywanie piłki.
"Stracona bramka też powinna dać do myślenia, jak w defensywnie zachowują się niektórzy piłkarze" – dodał Koźmiński podkreślając, że najwięcej problemów trener Paulo Sousa może mieć z obsadą lewej obrony.
W meczu z Rosją portugalski selekcjoner nie skorzystał w kilku piłkarzy, w tym Lewandowskiego i bramkarza Macieja Szczęsnego, którzy mogą być pewni miejsca w podstawowej jedenastce.
"To była okazja, aby spróbować pewnych mniej oczywistych rozwiązań, zobaczyć jak niektórzy zawodnicy zachowują się pod presją i w konfrontacji z dobrym rywalem. Na pewno w takim ustawianiu jak we wtorek już nigdy nie zagramy. W następnym meczu z Islandią można się spodziewać, że trener wystawi już jedenastkę zbliżoną do optymalnej" – zaznaczył wiceprezes.
Koźmiński nie krył też zadowolenia, że mecz we Wrocławiu mogło z trybun obejrzeć blisko 20 tysięcy kibiców.
"To była chyba najjaśniejsza strona tego spotkania. Wrócili kibice, był doping, pojawiło się poczucie, że wreszcie wracamy do normalności" – podsumował.
Grzegorz Wojtowicz (PAP)
est/