NBC wyemitowała w poniedziałek pełny, 90-minutowy wywiad z rosyjskim prezydentem, przeprowadzony w weekend przez Keira Simmonsa w Moskwie. Pierwsza część rozmowy ukazała się w piątek.
"Oczywiście że nie. Nie mamy tego typu zwyczajów, by kogokolwiek zabijać" - powiedział Putin na pytanie o to, czy zlecił otrucie Nawalnego. Los opozycjonisty porównał przy tym do Ashli Babbit, zastrzelonej przez policję uczestniczki zamieszek na Kapitolu 6 stycznia.
"Po drugie, chcę cię zapytać" - zwrócił się do dziennikarza - "czy zleciłeś zabójstwo kobiety, która weszła do Kongresu i która została zastrzelona przez policjanta? Czy wiesz, że 450 osób zostało aresztowanych po wejściu do Kongresu? A oni nie przyszli tam, by ukraść laptopa. Przyszli z politycznymi żądaniami i grozi im 15-25 lat więzienia. Czy nie jest to prześladowanie za opinie polityczne?" - pytał przywódca na Kremlu.
Według Putina, jest to inna sytuacja niż w przypadku więzienia Nawalnego i jego zwolenników, którzy - jak stwierdził - złamali rosyjskie prawo mające "chronić społeczeństwo przed zewnętrzną ingerencją". Dodał przy tym, że rosyjskie prawo jest "dużo łagodniejsze" niż amerykańskie.
Prezydent stwierdził, że nie może obiecać, że Nawalny wyjdzie z więzienia żywy, bo "nie od niego to zależy".
"Takie decyzje o tym, czy kogoś wypuścić, czy nie, podejmowane są przez sąd. Jeśli chodzi o zdrowie więźniów, to jest odpowiedzialność administracji konkretnych zakładów karnych" - zaznaczył. Przyznał jednocześnie, że infrastruktura zdrowotna w więzieniach "być może nie jest w najlepszej kondycji", ale nie zna szczegółów, bo "dawno nie odwiedzał takich miejsc".
Pytany o działania białoruskich władz ws. zmuszenia do lądowania samolotu z dziennikarzem Ramanem Pratasiewiczem, Putin powiedział, że nie wiedział o planach takiego ruchu, ale ani go nie potępia, ani nie pochwala. Dodał, że wcale nie jest jasne, że pilot został zmuszony do lądowania.
"Wszyscy oskarżają Łukaszenkę, ale nikt nie pytał pilota. Dlaczego go nie zapytacie, czy był zmuszony do lądowania" - pytał Putin.
Odnosząc się do oskarżeń Rosji o cyberataki przeciwko USA, Putin oświadczył, że nie ma żadnych dowodów wskazujących na powiązania władz Rosji z działaniami hakerów.
"Bez dowodów, mogę ci powiedzieć, możesz wziąć swoje skargi do Międzynarodowej Ligi Reform Seksualnych" - powiedział Rosjanin.
Pytany o przyszłość Rosji po końcu jego rządów, rosyjski prezydent zapowiedział, że jest gotów poprzeć na swojego następcę nawet krytyka "niektórych obszarów" jego działań, jeśli będzie to osoba mająca "konstruktywne poglądy" i jest gotowa do "poświęcenia swojego życia dla Rosji". (PAP)
kgr/