"W tej chwili musimy działać i działać szybko. Jesteśmy spóźnieni w tej grze (...) musimy nadrabiać zaległości" - mówił Biden podczas spotkania z władzami zachodnich stanów. Prezydent zwracał uwagę na dotychczasowe zaniedbania i niedofinansowanie działań prewencji i reagowania na pożary.
"Wiem, że sytuacja się pogarsza. Zmiany klimatu i związane z nimi połączenie suszy i rekordowych upałów oznacza, że zagrożenie pożarowe jest większe niż kiedykolwiek. Pamiętamy sceny z ubiegłego lata: pomarańczowe niebo wyglądające jak koniec świata, miliardy dolarów strat, rodziny zmuszone do porzucania swoich dobytków" - wspominał Biden.
"Dla mnie, jako córki Kalifornii, to jest sprawa osobista" - dodała wiceprezydent Kamala Harris. Polityk przyznała też, że jej szwagier jest kalifornijskim strażakiem, a w ubiegłym roku sama była zmuszona ewakuować swój dom w Los Angeles.
Bezpośrednią przyczyną spotkania prezydenta z gubernatorami była trwająca na zachodzie USA rekordowa fala upałów, która wywołała niespotykane dotąd temperatury - sięgające 50 stopni.
"Czy ktokolwiek wyobrażał sobie, że włączy telewizję i zobaczy, że w Portland jest 116 stopni (Fahrenheita, czyli 46,7 C)? Ale nie martwcie się, ocieplenie klimatu to tylko wytwór wyobraźni" - ironizował prezydent.
Przywódca zwrócił uwagę, że już w tym roku liczba dużych pożarów przekroczyła tę z ubiegłego roku, mimo że do zakończenia sezonu pożarowego zostały jeszcze miesiące.
Jedną z zapowiedzianych przez prezydenta zmian jest zwiększenie płacy strażaków oraz zwiększenie federalnego budżetu na zarządzanie pożarowe o 30 mld dolarów. Biden przyznał, że był zszokowany, kiedy dowiedział się, że niektórzy strażacy zarabiają 13 dolarów za godzinę; dodał że zapowiedziana podwyżka do 15 dol. nie jest wystarczająca.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
kgr/