"Szczęśliwego zakończenia nie było" - zaznacza "La Gazzetta dello Sport".
Pociesza zarazem tenisistę: "W porządku, Matteo, dostarczyłeś nam emocji, sprawiłeś, że marzyliśmy i przeklinaliśmy, że czuliśmy się pełni życia w to specjalne niedzielne popołudnie".
Berrettini - dodano - musiał się poddać w czwartym secie.
"Ale to dopiero początek" - zaznacza dziennik cytując słowa najlepszego włoskiego tenisisty, podopiecznego trenera Vincenzo Santopadre, zięcia Zbigniewa Bońka.
"Rzymianin rozegrał wielki mecz" - ocenia "Corriere dello Sport" wyrażając opinię, że należą mu się podziękowania, bo długo i ostro walczył z utytułowanym rywalem.
Przegrał "z podniesioną wysoko głową" - stwierdza "Tuttosport" w pierwszym komentarzu po pojedynku na Wimbledonie.
"La Repubblica" kładzie nacisk na to, że mecz był "nadzwyczaj intensywny".
"Berrettini wraca do domu z bardzo wysoko podniesioną głową świadom tego, że jest wśród największych światowego tenisa" - dodaje rzymska gazeta.
Jak zauważa, potwierdza to także fakt, że potrafił zapanować nad emocjami podczas swego pierwszego finału.
Dziennik zwraca uwagę, że Berrettini był także pierwszym Włochem, który zdołał na centralnym korcie podnieść chór swoich kibiców, wykrzykujących +Matteo, Matteo+".
Z zachwytem pisze o nim agencja Ansa odnotowując, że jego serwis był "ponaddźwiękowy" i osiągnął prędkość 222 kilometrów na godzinę. "Rekord to nie jest, ale szybkość ogromna" - zauważono.
W półfinale Berrettini wyeliminował Huberta Hurkacza.
Z Rzymu - Sylwia Wysocka (PAP)
mmi/