Luka między potrzebami a dostępnością do pomocy jest bardzo duża – wynika z raportu Instytutu Psychiatrii i Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny, na który powołuje się "DGP".
Gazeta zwraca uwagę, że najbardziej poszkodowane są dzieci w wieku szkolnym i te najmłodsze, ze wsi. Z danych przywołanych przez dziennik wynika, że NFZ nie widzi większości zaburzeń młodych osób. Zdaniem gazety powodów jest kilka, w tym brak dostępu do lekarzy, miejsce zamieszkania, ale i nastawienie społeczne.
Z badania przeprowadzonego w grupie ponad 10 tys. osób w ramach Narodowego Programu Zdrowia wynika, że kilkanaście procent dzieci ma zaburzenia psychiczne, większość jednak nie otrzymuje pomocy, a społeczeństwo nadal nie akceptuje osób, które borykają się z problemami tego rodzaju. Autorzy przebadali dzieci, nastolatków, osoby w wieku produkcyjnym i najstarsze. Potem zderzyli te dane z tym, co jest w statystykach NFZ.
Wśród najmłodszych, czyli dzieci przed ukończeniem szóstego roku życia, jakiś rodzaj zaburzeń wykazuje 16 proc. Badano ich emocjonalność, umiejętność wyrażania uczuć, empatii, zdolności komunikacyjne i łatwość adaptowania się do sytuacji. Najgorzej wypadają kilkulatki na wsi – nawet co piąte dziecko (20 proc. chłopców i 23 proc. dziewczynek) ma zaburzenia społeczno-emocjonalne. (...).
Resort zdrowia potwierdza, że dostrzega problem
"Może to świadczyć o tym, że dzieci na wsi są pod względem rozwoju społeczno emocjonalnego dość zaniedbane albo nie mają dostępu do ośrodków i instytucji, które bywają pomocne w przeciwdziałaniu takim zaburzeniom" – wskazuje cytowany przez "DGP" prof. Jacek Wciórka, jeden z autorów badania.
W przypadku starszych dzieci - jak wskazuje gazeta - jest szansa na to, że problemy zauważy nauczyciel, pedagog lub psycholog szkolny. Jednak - zaznaczono - w tej grupie wyniki wcale nie są znacznie lepsze. Jakiekolwiek zaburzenia psychiczne (m.in. odżywiania, lękowe, depresyjne, związane z używkami czy komunikacyjne) występują u 13,3 proc. dzieci. I choć nie ma dużej różnicy między płciami, to częściej widoczne są u chłopców. Tendencje samobójcze zdiagnozowano u ponad 6 proc. dzieci między 12. a 17. rokiem życia. Dotyczą zatem 131 tys. osób.
Jak pisze "DGP", resort zdrowia potwierdza, że dostrzega problem. Odpowiedzią na to - jak czytamy - mają być niedawno uruchomione centra zdrowia publicznego. "Jest za wcześnie jednak, by oceniać efekty. Wciąż działają one w ramach pilotażu i jest ich niewiele. Powstają nowe placówki wsparcia dla najmłodszych, a całość systemu reformowana jest w kierunku psychiatrii środowiskowej, gdzie wsparcie ma być udzielane blisko pacjenta, zaś leczenie w szpitalu to ostateczność" - wskazuje dziennik.
Wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski, cytowany przez "DGP", zwraca uwagę, że należałoby zwiększyć współpracę między resortami – edukacji (poradnie szkolne), rodziny (pomoc psychologiczna w ramach pomocy społecznej) czy sprawiedliwości (np. wsparcie dla dzieci przeżywających rozwód rodziców).(PAP)
agwo/