Jak zaznaczył ekspert, wzrost cen nowych mieszkań wyprzedza inflację, choć ona także rośnie coraz szybciej. "Są dwie główne przyczyny wyższych cen, pierwsza to taka, że oferta dostępnych mieszkań bardzo się skurczyła, wskutek tego nowa podaż nie nadąża za popytem. Druga to wzrost kosztów ich realizacji" - wymienił.
Dodał, że pandemia - poza okresem lockdownu w kwietniu i maju ubiegłego roku - wcale nie wpłynęła negatywnie na popyt. "Przeciwnie, do szerokiej grupy osób, które chcą kupić mieszkanie w celu zaspokojenia własnych potrzeb, często z myślą o wygodniejszym miejscu do pracy w domu w warunkach pracy hybrydowej, dołączyła rzesza posiadaczy oszczędności, wierząca w dalszy wzrost cen mieszkań chroniący ich pieniądze przed inflacją" - wyjaśnił.
Jak zaznaczył, popyt wspierany jest bardzo tanimi w polskich warunkach kredytami, a ponieważ sytuacja na rynku pracy jest dobra, a wynagrodzenia rosną, to banki chętnie kredytów mieszkaniowych udzielają.
Według Kirejczyka, gdyby podaż była w stanie zaspokoić rosnący popyt, być może wzrost cen udałoby się ograniczyć. "Tymczasem, w większości dużych miast deweloperzy chcieliby rozpocząć więcej nowych inwestycji, ale mają problemy z zakupem nowych terenów. A nawet jeśli takim terenem dysponują, wyzwaniem w niektórych miastach jest sprawne uzyskiwanie pozwoleń na budowę" - wskazał.
W Warszawie deweloperzy zwlekają ze sprzedażą
Jak dodał, najtrudniejsza sytuacja pod tym względem ma miejsce w Warszawie, gdzie liczba mieszkań dostępnych w ofercie spadła do poziomu odpowiadającego połowie rocznej sprzedaży. W tej sytuacji deweloperzy coraz częściej zamiast - jak dotychczas - przyspieszać sprzedaż, odwlekają moment wprowadzenia do sprzedaży części mieszkań po to, aby nie zostać z „pustymi półkami” w biurach sprzedaży.
Ekspert podkreślił, że wzrost cen mieszkań ma także drugie źródło. "Są nim rosnące koszty realizacji inwestycji. Drożeją właściwie wszystkie materiały budowlane, a wzrost ten jest dużo szybszy od inflacji. W dodatku można się spodziewać wzrostów kosztów energii, a to wpływa na koszty we wszystkich fazach procesu budowlanego" - wskazał.
Jak zaznaczył, coraz więcej rozpoczynanych inwestycji będzie musiało spełniać nowe normy dotyczące oszczędności energii. To wprawdzie ograniczy przyszłe koszty zużycia energii i ślad węglowy w fazie użytkowania budynku, ale kosztuje więcej w fazie budowy, a i emisja CO2 związana z produkcją materiałów i wykonawstwem jest pewnie nieco wyższa - dodał.
Spadki cen mało prawdopodobne
W ocenie Kirejczyka mało prawdopodobne wydaje się, aby ceny mogły w niedalekiej przyszłości zacząć spadać. "Prognozy inflacji każą liczyć się z dalszym wzrostem kosztów realizacji, a do puli kosztów ponoszonych przez deweloperów dojdą w przyszłym roku składki na Deweloperski Fundusz Gwarancyjny" - zauważył.
Dodał, że sytuację mógłby złagodzić napływ na rynek gruntów działek należących do samorządów i Skarbu Państwa, ale na to się w najbliższym czasie nie zanosi.
Według eksperta w dłuższej perspektywie na koszty związane z realizacją zacznie też mieć wpływ nowa polityka unijna "Fit for 55", podrażająca energochłonne materiały budowlane, takie jak cement, stal czy ceramika budowlana. Z drugiej strony może to oznaczać poważne dotacje do termomodernizacji istniejących budynków, które staną się konkurencyjne cenowo dla nowych mieszkań - zaznaczył. (PAP)
autorka: Longina Grzegórska-Szpyt