Przydacz przypomniał w rozmowie w TVP Info, że dzięki pomocy jednego z państw sojuszniczych udało się ewakuować z Afganistanu dwie Polki, które - jak zaznaczył - w najbliższym czasie powinny wrócić do kraju. "To jest efekt dobrych działań dyplomatycznych. Równolegle kontynuujemy oczywiście swoje działanie w ramach misji wojskowej" - dodał wiceszef MSZ.
Samoloty z Polski wyleciały do Afganistanu
Przypomniał, że zgodnie z zapowiedzią premiera Mateusza Morawieckiego do Kabulu mają polecieć trzy samoloty wojskowe, by ewakuować zarówno pozostałych naszych rodaków, jak i Afgańczyków, którzy - jak mówił "wykazywali się aktywnością na rzecz demokratycznego Afganistanu, także we współpracy z Polską".
Pytany o przyszłość Afganistanu, wiceszef MSZ powiedział, że na razie rząd koncentruje się na ewakuacji osób, którym grozi utrata życia bądź zdrowia. "To jest dla nas zadanie najważniejsze. Następnie będziemy oczywiście wspólnie ze wspólnotą międzynarodową pracować na rzecz stabilizacji i zapewnienia podstawowych praw na terytorium Afganistanu. Możemy mieć jasne przypuszczenia, że stan praw człowieka pod rządami talibów będzie znacząco różnił się na gorsze w porównaniu do tego, co obserwowaliśmy w ostatnich latach" - stwierdził Przydacz.
Przypomniał, że we wtorek wziął udział w wideokonferencji szefów dyplomacji państw członkowskich UE poświęconej przyszłości Afganistanu. "Zgodziliśmy się, że poszkodowanymi tej sytuacji nie mogą być zwykli Afgańczycy. Musimy koncentrować się na działaniach takich, które zapewnią przestrzeganie praw człowieka, zwłaszcza praw kobiet, bo tutaj jest oczywiście możliwe największe zagrożenie" - zaznaczył Przydacz.
Wiceminister spraw zagranicznych został też zapytany o poniedziałkowe słowa prezydenta USA Joe Bidena, który uzasadniając decyzję o wycofaniu wojsk z tego kraju, przekonywał, iż nie mógł w dalszym ciągu wysyłać amerykańskich żołnierzy na wojnę domową innego kraju, kiedy sami Afgańczycy nie mogli lub nie chcieli walczyć. "Naszą misją nigdy nie była budowa narodu. Nasza misją nie było budowanie zjednoczonej, zcentralizowanej demokracji. Naszym jedynym żywotnym interesem w Afganistanie było i pozostaje to samo: zapobieganie atakom terrorystycznym na Amerykę" - mówił Biden.
Wprowadzanie demokracji w Afganistanie okazało się nieskuteczne
Przydacz ocenił, że USA mierzą się dzisiaj z "dużym kryzysem wizerunkowym" związanych z sytuacją w Afganistanie. Zwrócił zarazem uwagę, że celem operacji sił USA, a potem NATO w Afganistanie była likwidacja Al-Kaidy i zagrożenia terrorystycznego. "I w tym zakresie ta misja okazała się sukcesem. Oczywistym następstwem była chęć zbudowania demokratycznego państwa w Afganistanie i tutaj wszyscy analitycy i chyba wszyscy zdrowo myślący ludzie wskażą jasno, że niestety ta misja w tym zakresie się nie udała" - dodał wiceszef MSZ.
Polska natomiast - jak zaznaczył - koncentrowała się w ramach swojej misji na wypełnieniu zobowiązań sojuszniczych i budowie pozycji naszego kraju. "Niestety finał tego i to, co dzisiaj się dzieje w Afganistanie, należy ocenić dość krytycznie. Po 20 latach Afganistan znów wpada w ręce talibów. Trzeba będzie na nowo starać się odpowiadać na ewentualne zagrożenia, które mogą się stamtąd pojawiać" - powiedział Przydacz.
Po tym, jak Stany Zjednoczone wycofały większość swoich wojsk z Afganistanu, dużą część terytorium tego kraju zajęli talibowie. W niedzielę wkroczyli do stolicy kraju Kabulu i przejęli kontrolę nad pałacem prezydenckim. Wcześniej prezydent Afganistanu Aszraf Ghani opuścił miasto i wyjechał za granicę, prawdopodobnie do Tadżykistanu. Państwa UE i NATO ewakuują swych obywateli z Afganistanu.
Premier Mateusz Morawiecki poinformował w poniedziałek, że rząd podjął decyzję o posłaniu do Afganistanu samolotów, żeby w bezpieczny sposób ewakuować zarówno obywateli polskich, jak i pracowników naszej misji wojskowej w Afganistanie. Zapewnił, że rząd zrobi wszystko, by każdego, kto pomagał Polsce jako tłumacz czy w innej formie pomocy, "potraktować jak najbardziej humanitarnie, przyznać wizę humanitarną i przetransportować do Polski czy do Europy". (PAP)
autor: Marta Rawicz
kgr/