Polska Agencja Prasowa: Dlaczego właśnie teraz zdecydował się pan wystawić Szekspirowskiego "Otella". Przygotował pan tę inscenizację z myślą o odwołanej 74. edycji Festiwalu w Awinionie. Czy jednak nie sprowokowała pana do zrobienia tego spektaklu sytuacja polityczna na Litwie?
Oskaras Korszunovas: Problematyka rozmaitych form wykluczenia, rasizmu była podnoszona w Awinionie już wcześniej - w 2018 r. Pojawiły się np. pytania typu: czy rdzennego Amerykanina może grać nie-Indianin, czy Otella może zagrać osoba nieczarnoskóra czy też biały? Te wszystkie kwestie stanowiły główne tematy nie tyle samych spektakli podczas awiniońskiego festiwalu, ile żarliwych dyskusji, podczas których próbowano wypracować zasady nowej etyki w teatrze.
Właśnie wtedy zacząłem myśleć o wystawieniu "Otella", bo ta sztuka jest jak soczewka, w której skupiają się te tematy. Rozpoczęliśmy pracę nad spektaklem, ale przyszła pandemia i wszystko zaczęło się przeciągać. Premiera naszego "Otella" miała otworzyć Festiwal w Awinionie w 2020 r., ale został on odwołany.
A później rzeczywistość polityczna i społeczna dogoniła, a nawet przegoniła idee, zawarte w naszym spektaklu. Wydarzenia polityczne na Litwie przerosły to, o czym intuicyjnie chcieliśmy mówić w przedstawieniu. Zalała nas wielka fala homofobii. Rozgorzała dyskusja na temat Konwencji Stambulskiej, pojawiły się marsze protestacyjne. Nastąpiła ostra polaryzacja stanowisk politycznych na Litwie. W społeczeństwie litewskim podziały przebiegają w poprzek rodzin. Dało się zaobserwować nowe zjawiska, jak np. marsze rodzin w obronie tradycyjnych wartości, przy czym nie wiadomo do końca, czym są te tradycyjne wartości.
W sierpniu 2020 r. wybuchły protesty na Białorusi. Po ich stłumieniu, wielu Białorusinów zaczęło emigrować na Litwę, co z kolei wywołało rasistowskie reakcje Litwinów.
Uważam, że w społeczeństwie litewskim nastawień i nastrojów rasistowskich nigdy nie brakowało. Mamy je wyrażone i przekazane przez naszą tradycję, podobnie jak i w kulturach innych narodów. Jest np. mitologiczna opowieść o "Egle, królowej węży". Ta legenda jest znana również w innych krajach bałtyckich i we wschodnio-północnej Polsce. Opowiada o młodej dziewczynie, która wyszła za mąż za węża. Przeprowadziła się do podwodnego królestwa swojego męża Żaltysa, który okazał się przystojnym młodzieńcem. Zakochała się w nim i żyli szczęśliwie przez dziesięć lat wraz czworgiem dzieci. Jej bracia, w akcie sprzeciwu wobec tego obcego, siłą i przemocą doprowadzają do ujawnienia zaklęcia, które pozwala wywołać węża z morza. Gdy to się udaje - kosami masakrują Żaltysa i tną go na kawałki.
Można powiedzieć, że w pewnym sensie te kosy przyrosły Litwinom do ramion. One nigdzie nie zniknęły i gdy na Litwie pojawili się uchodźcy z Białorusi - nastąpiła eskalacja tych nastrojów. A po naszej wileńskiej premierze "Otella" to wszystko wręcz wybuchło.
PAP: W roli Otella obsadził pan niezwykle wyrazistą i pełną energii ciemnoskórą aktorkę Oneidę Kunsunga-Vildżiuniene. Jakie były powody takiej obsady?
O. K.: To znowu jest pytanie o Obcego. Na moją decyzję złożyło się wiele czynników. Jednym z aspektów jest to, że skoro w czasach Szekspira mężczyźni grywali role kobiece - to obecnie kobiety mogą grać role męskie. Na scenie nie ma ani wieku, ani płci.
Z drugiej strony powierzenie tej roli czarnoskórej aktorce sprawia, że pojawiają się nowe znaczenia, a konteksty bardzo się rozszerzają. Chociaż Otella gra kobieta, która gra mężczyznę, jednak wszędzie dostrzec można wątek miłości homoerotycznej. To trzeci rodzaj wykluczenia, który pojawia się w tym przedstawieniu.
A poza tym, a to już cecha osobowa tej aktorki, że ona posiada niezwykły talent. Ona posiada emocjonalny mięsień - "jest atletą serca", jak mawiał Antonin Artaud. I dzięki temu mogła unieść ten spektakl.
Nie wyobrażam sobie mojego "Otella" bez tej aktorki. Ona bardzo dużo wniosła w to przedstawienie ze swoich własnych doświadczeń, ponieważ wychowywała się na litewskiej prowincji w Poniewieżu, a nie w jakimś dużym mieście, gdzie tych obcych jest więcej.
To ewokuje szersze pytania o mniejszość, o to jak większość reaguje na mniejszości i jak te relacje pomiędzy mniejszościami i większością definiują społeczeństwo, w którym żyjemy. Na tym polegało poszerzanie kontekstów "Otella" i wydobywanie z niego niuansów i ukrytych znaczeń.
PAP: Jak dotąd wyreżyserował pan siedem sztuk Stratfordczyka. Niektóre z nich inscenizował pan po raz drugi. Tak było np. z "Mirandą" wg "Burzy", którą wystawił pan w Wilnie, ale także w Atenach w Grecji. Co powoduje, że tak często wraca pan do Szekspira? Na czym polega ukryta siła lub magia tekstów autora "Otella"?
O. K.: Nie ma nic głębszego niż sztuki Stratfordczyka. Mam tu na myśli głębię w znaczeniu teatralnym. Oczywiście, możemy czytać jego teksty i wiersze jako genialną literaturę, i wtedy mamy do czynienia z geniuszem poetyckim. Mnie jednak pociąga wymiar teatralny Szekspira. On pokazuje teatr, który jest światem. I nie potrafimy wskazać na autora równie uniwersalnego. Nikogo nie da się porównać z Szekspirem.
Dla mnie podstawowym tematem szekspirowskim jest zderzenie tradycji z nowoczesnością - starego z nowym. W naszych czasach to starcie odczuwamy szczególnie boleśnie, bo za naszego życia świat i czas bardzo przyspieszył. Mamy nowe technologie, pojawiają się nowe zjawiska społeczne, następują gwałtowne zmiany geopolityczne. To wszystko sprawia, że my to głęboko i dotkliwie przeżywamy. Z kolei Szekspir pozwala te nasze bolączki wyrazić i zobrazować. Sądzę, że odbieramy go jako tak współczesnego, bo on daje nam do ręki narzędzia do myślenia o świecie, który nas otacza.
Według mnie zderzenie starego ładu z nowym jest najważniejszym tematem szekspirowskim. Może nawet aktualniejszym i boleśniejszym od dylematów władzy. U Szekspira widać ten podział na silnych i słabych; występują wszystkie te klasyczne opozycje.
Ważne jest i to, że w jego utworach widzimy, że gdy tradycyjne społeczeństwo i stary porządek wygrywają - przynosi to ze sobą tragedię, nieszczęście.
PAP: Podczas Festiwali Szekspirowskich w Gdańsku zaprezentował pan jak dotąd 4 inscenizacje szekspirowskie. Były to: "Romeo i Julia" w 2004 r., "Sen nocy letniej" i "Hamlet" w 2010 r. oraz "Miranda" pokazana w 2011 r. Co pan sądzi o randze i kulturotwórczej roli Festiwalu Szekspirowskiego dla Europy?
O. K.: Na początek chcę podkreślić to, że teatr polski jako zjawisko artystyczne ma bardzo znaczące miejsce na mapie Europy. W związku z tym również festiwale teatralne w Polsce odgrywają istotną rolę.
Ten festiwal jest wyjątkowy ze względu na głęboką tradycję stworzoną przez przedwcześnie zmarłego profesora Jerzego Limona. Przez jego wizję, która nadała kształt temu festiwalowi. Doświadczenia OKT (Oskaro Korszunovo Teatras) związane z Festiwalem Szekspirowskim w Gdańsku są wyłącznie pozytywne. Stał się on forum, na którym mogliśmy zaprezentować nasze dzieła.
Na festiwalach spektakle i praca ludzi związanych z teatrem jest nie tylko oceniana, ale i doceniana. Propaguje i popularyzuje twórczość teatrów, aktorów, reżyserów. Festiwal Szekspirowski ma taką moc. Spełnia funkcję opiniotwórczą. Bo teatr powstaje nie wtedy, gdy jest tworzony, ale dopiero wtedy, gdy trafia do odbiorców, gdy jest oglądany. Za każdym razem, gdy odwiedzaliśmy Gdańsk z przedstawieniami, odczuwałem prawdziwą satysfakcję.
PAP: Jak pan ocenia recepcję swoich spektakli przez publiczność. Czy widzowie w Gdańsku czymś różnią się np. od wileńskich?
O. K.: Nasz teatr stał się już w Wilnie stałą częścią pejzażu teatralnego, a ja sam stałem się dość rozpoznawalny. Gdybyśmy przestali wystawiać spektakle - to miłośnicy teatru i uzależnieni od nas widzowie szybko musieliby stać się teatralnymi "abstynentami".
Dobry teatr potrzebuje i zależy od dobrego widza. To są naczynia połączone - i jedno warunkuje drugie. Polska publiczność nie jest najłatwiejszą widownią w Europie. To są widzowie na poziomie, ukształtowani przez wysoki poziom teatru polskiego. Dlatego wcale nie jest tak łatwo pokazać tu spektakl, który zostanie dobrze przyjęty. To wymaga dozy odpowiedzialności i rodzi pewnego rodzaju obciążenie.
Z drugiej strony W Polsce mieliśmy zawsze do czynienia z dobrymi widzami, którzy przeżywają przedstawienia na głębokim poziomie, jak i z profesjonalnymi krytykami, od których później doczekaliśmy się interesujących, przemyślanych interpretacji.
PAP: W 2006 r. otrzymał pan Europejską Nagrodę Nowe Rzeczywistości Teatralne. Pański teatr podróżuje po całym świecie i licznych festiwalach. Nie mogę nie zapytać o to, jakie są nowe tendencje, nowe prądy i na czym polegają zmiany w teatrze europejskim?
O. K.: Jedyną nową tendencją w teatrze jest stała chęć ucieczki od teatru. Teatr ma własną rzeczywistość, która w pewien sposób jest powiązana z przeżywanym i odczuwanym przez nas realnym światem. Uważam jednak, że to nie są rzeczywistości, które się krzyżują. Są raczej paralelne. Mimo to w jakiś przedziwny sposób, nie stykając się, oddziałują nawzajem na siebie.
W tym kontekście można spojrzeć na tę stała tendencję do rezygnacji z teatralności. Bowiem wyrzekamy się teatralizacji w imię bliższego kontaktu z rzeczywistością, którą przeżywamy. To paradoks, który znakomicie uchwycił Anton Czechow w "Mewie". Te tematy są mi szczególnie bliskie, czyli to stałe napięcie między tradycją i nowoczesnością, starym porządkiem i zmianą.
Jak uchwycić to, co jest nowego w teatrze? Można obserwować, gdzie to się dzieje. Wydarza się to w świadomości ludzi, którzy tworzą teatr i w reakcjach na ten teatr. A teatr musi nadążać za tymi zmianami.
Wreszcie, nie do końca jeszcze uświadamiamy sobie, jak pandemia zmieniła oblicze współczesnego teatru przez ostatnie dwa lata. Niemożliwe było wystawianie, pokazywanie spektakli. Towarzyszy nam stała niepewność. Przygotowujemy nowe przedstawienie, ale czy będziemy mogli je zagrać w nowym sezonie? Tego nie wiemy.
Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)
Oskaras Korszunovas jest wybitnym litewskim reżyserem teatralnym i operowym. Ukończył studia reżyserskie w Litewskim Konserwatorium w Wilnie pod kierunkiem Jonasa Vaitkusa, klasyka teatru litewskiego. W latach 1990–98 reżyserował w Akademickim Teatrze Dramatycznym w Wilnie (obecnie Narodowy Teatr Dramatyczny). W 1998 r. założył własny teatr (Oskaro Korszunovo Teatras).
Jego spektakle od lat 90. cieszą się niesłabnącym powodzeniem w kraju i za granicą. Zdobył wiele prestiżowych nagród, m.in. Fringe First i Herald Angel na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym w Edynburgu (1990, 1995) oraz na Międzynarodowym Festiwalu "Kontakt" w Toruniu (1991, 1998 oraz 2000). W 2006 r. otrzymał Europejską Nagrodę "Nowe Rzeczywistości Teatralne", a w 2010 r. odebrał doroczną Nagrodę im. W. Meyerholda.
Największy rozgłos przyniosły mu inscenizacje tekstów pisarzy awangardowych z kręgu "oberiutów" (Charms, Wwiedeński), działających w Rosji w latach dwudziestych (w warszawskim Teatrze Studio wyreżyserował w 1998 r. spektakl "Bam" wg sztuki Charmsa). Wielokrotnie wystawiał sztuki Szekspira (w 2016 r. w warszawskim Teatrze Dramatycznym zrealizował "Miarkę za miarkę").
Na zamówienie Festiwalu w Awinionie i międzynarodowego programu Teorem w 2000 r. przygotował "Mistrza i Małgorzatę" wg Bułhakowa. W 2015 r. w Norweskim Teatrze Narodowym w Oslo wystawił "Naszą klasę" Tadeusza Słobodzianka. Inscenizował także sztuki dramaturgów współczesnych, m.in.: Koltesa, Ravenhilla, Mayenburga, Kane, braci Presniakowów i Wyrypajewa.