Polska Agencja Prasowa: Jaka idea przyświecała panu podczas przygotowań do wystawy pt. "Sztuka polityczna", której wernisaż odbędzie się 27 sierpnia w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie?
Piotr Bernatowicz: Wystawa ma dwóch kuratorów - jestem jednym z nich, a drugim jest Jon Eirik Lundberg, który prowadzi galerię sztuki w Laesoe w Danii. Wybraliśmy prace 27 artystek i artystów. Idea była prosta. Chodziło nam o zaprezentowanie twórców, którzy angażują się poprzez swoją sztukę w ważne sprawy społeczno-polityczne, a przede wszystkim mówią o wolności artystycznej i wskazują na współczesne ograniczenia tej wolności.
Twórczynie i twórcy prac pochodzą z różnych krajów, właściwie z całego świata. Są artyści ze Skandynawii, jest twórca z Ameryki Południowej, z Niemiec, a także wiele artystek, które pochodzą z krajów arabskich - z Iranu, z Jemenu - aczkolwiek nie mieszkają w tych krajach. Jest prześladowany artysta z Białorusi, a także twórca z Ukrainy. Udało nam się stworzyć dość szeroką, międzynarodową perspektywę, co było dla nas istotne.
Kolejnym wyróżnikiem był wybór prac takich artystów, którzy niejednokrotnie doświadczają rozmaitych form dyskryminacji właśnie z powodu swojej sztuki. Ich działania artystyczne są ograniczane lub spotykają się z różnego rodzaju represjami, związanymi z ich działalnością artystyczną. Często są to też artyści, którzy wypowiadają się w imieniu innych osób, które spotykają podobne represje.
Przy wyborze prac na wystawę "Sztuka polityczna" ważną kwestią było również pokazanie nie tylko tych artystów, którzy występują, można by powiedzieć, z pozycji lewicowych czy skrajnie lewicowych, bowiem prace takich twórców często goszczą w różnych galeriach. Chcieliśmy zaprezentować także inne perspektywy, np. artystów walczących z lewicową polityczną poprawnością.
PAP: W przestrzeni medialnej pojawiły się zarzuty, że wśród autorów prac, które będą prezentowane na wystawie "Sztuka polityczna", są artyści, których skazywano za np. noszenie neonazistowskich symboli lub za prace o tematyce rasistowskiej. Wskazywano głównie na Szweda Dana Parka i Duńczyka Uwe Maksa Jensena. Jak pan się odniesie do tych zarzutów?
P. B.: Na wystawie prezentujemy prace dwóch artystów, którzy zostali skazani sądownie za prezentacje swoich prac i akcje artystyczne. Jednym z nich jest białoruski artysta Aleś Puszkin, który był wielokrotnie skazywany białoruskie sądy za prezentowanie swojej sztuki, przy czym stawiano mu także zarzuty o propagowanie nazizmu. Obecnie Aleś Puszkin przebywa w więzieniu, dlatego niestety nie może przyjechać na wernisaż do CSW. Od marca jest przetrzymywany w areszcie właśnie pod zarzutem prezentowania sztuki, która miałaby propagować treści nazistowskie. Grozi mu 12 lat więzienia. Jest on w bardzo trudnej sytuacji, choć jest to jeden z najważniejszych współczesnych twórców białoruskich.
Drugim twórcą jest szwedzki artysta uliczny Dan Park, który działa głównie w swoim rodzinnym mieście, w Malmoe. On również był skazywany za prezentowanie swoich prac. Co ciekawe, sąd w swoich wyrokach nie uwzględniał możliwości interpretacji jego prac, odrzucając całkowicie kontekst i znaczenia tych dzieł, podczas gdy jego prace nie są ani rasistowskie, ani nazistowskie. To prawda, że Park prowokuje i używa różnych symboli, także kontrowersyjnych symboli pochodzących z reżimów totalitarnych, ale wymowa tych prac jest zupełnie inna. One nie są skierowane wobec jakichkolwiek mniejszości, ani grup rasowych czy etnicznych - one są wymierzone raczej w politykę rządu Szwecji, ale też innych państw Zachodu. Przede wszystkim w politykę appeasementu, czyli nadmiernej łagodności w podejściu do przestępstw dokonywanych przez przedstawicieli mniejszości, przez imigrantów. W gruncie rzeczy to właśnie Dan Park krytykuje rasizm, czyli uprzywilejowywanie pewnych grup etnicznych czy rasowych względem innych. Etykietowanie Parka jako nazisty, rasisty i antysemity służy wypchnięciu go z przestrzeni debaty publicznej, bo narusza tabu współczesnych społeczeństw Zachodu. A czy sztuki współczesna nie powinna naruszać tabu?
Prezentujemy też dzieła wielu innych artystek i artystów, których nie spotkały represje sądowe, ale z innych powód byli oni cenzurowani i nie mogli eksponować swoich prac. Przykładem może być brytyjska artystka Mimsy, która nie może eksponować w Wielkiej Brytanii swojej pracy pt. "ISIS in Sylvania". Mieszkająca w Niemczech czeska artystka Jana Zimova praktycznie nie ma szans na prezentację ważnego cyklu obrazów w swoim kraju, bo dotykają one kwestii imigrantów.
Chcę jednak podkreślić, że ta ekspozycja nie jest jednowymiarowa. Doniesienia medialne o wystawie w tej chwili koncentrują się na tym, że prezentowane będą prace, które atakują lub też podważają polityczną poprawność. Jednakże na ekspozycji znajdą się również inne dzieła. Pokażemy np. wiele prac o charakterze feministycznym. Są to dzieła współczesnych artystek, które mówią o problemach kobiet w krajach muzułmańskich. To bardzo aktualne dziś prace.
To nie jest wystawa, jak próbuje się ją przedstawić, konserwatywna czy prawicowa. Ona jest bardzo różnorodna. W sposób pluralistyczny ukazuje rozmaite próby ujęcia tego tematu, jakim jest "sztuka polityczna". Przede wszystkim mówi o wolności sztuki.
PAP: Jakie prace polskich artystów znajdą się na wystawie?
P. B.: Podstawową ideą wystawy było zaprezentowanie polskiej publiczności w większości dzieł zagranicznych artystów. Jednak podjęliśmy decyzję, że prace kilku polskich artystów także pokażemy. Są to np. prace Wojciecha Korkucia, które również wywołały kontrowersje. Korkuć nie był skazany, ale także dotykały go i dotykają różne represje z powodu plakatów, które tworzy i wystawia. Na przykład za słynny plakat "Achtung Russia!" był wzywany do prokuratury i oskarżany o propagowanie treści nazistowskich. Taki zarzut został mu przedstawiony, później prokuratura się z niego wycofała.
Na wystawie znajdą się też prace Jacka Adamasa, który również był skazywany przez sąd na karę grzywny swoje akcje artystyczne oraz Ignacego Czwartosa. Pokażemy też bardzo ciekawą polityczną pracę z Kolekcji CSW, autorstwa niestety nieżyjącego już Krzysztofa Junga.
Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)
liv/