Na pytanie: "jakie to uczucie trzymać bijące serce w dłoni?" Grzegorz Religa - po dłuższym zastanowieniu - odpowiada: "No już teraz chyba zwykłe, bo prawie codziennie mi się to zdarza. Nie potrafię tego określić". "A gdyby się pan postarał: jest niczym trzepoczący w dłoni ptak czy jak kot wyrywający się z uścisku?" - nie odpuszcza Suchodolska. "Hmmm… Może bardziej ptak? Ale nigdy się nad tym nie zastanawiałem. W każdym razie czasem jest z nim problem, zwłaszcza że we współczesnej chirurgii dużą część operacji robi się bez zatrzymywania akcji serca, na bijącym, w związku z czym czasami jest tak, że ono się wyrywa i nam ucieka. Ale w większości przypadków umiemy tak do niego podejść, że ono się dobrze układa w dłoni" - wyjaśnia kardiochirurg. "Uciekło panu kiedyś?" - chce wiedzieć dziennikarka. "Wielokrotnie" - odpowiada lekarz. "I co wtedy?" - docieka ciekawska kobieta. "Łapałem. I ponownie brałem do ręki. Ale na szczęście nigdy nie uciekło mi na podłogę. Podczas zabiegu jesteśmy w rękawiczkach, które też są trochę śliskie i czasami zdarza się, że serce się wymsknie. Daleko nie poleci, na szczęście, w związku z czym krzywda mu się specjalna nie dzieje" - wyjaśnia Grzegorz Religa. Jak widać, mówi prostym, klarownym językiem, nie wdając się - nieprzymuszony - w nadmierne "opisy przyrody".
Ten krótki fragment dobrze oddaje tempo, charakter i klimat długiego na ponad 250 stron wywiadu - opowieści o ojcu, rodzinie, młodości, pracy kardiochirurga a także fachowej diagnozy polskiego systemu ochrony zdrowia. Pokazuje jednocześnie, że zarówno dziennikarka jak i lekarz nie boją się niemądrych, czy błahych - pozornie - pytań. Ona wie, czego nie wie, a czego chce się dowiedzieć, on wie, co mówi, a gdy czegoś nie wie - nie stara się tego ukryć. Rozumieją się od "pierwszego kontaktu", co w efekcie sprawia, że książka po prostu "się czyta".
Mimo raczej konkretnego i lakonicznego języka rozmowy, zdarzają się w niej również momenty poruszające i wzruszające. "Pewien bardzo prominentny kardiochirurg przyszedł do starego i zdradził, że profesor, który będzie przeprowadzał ten egzamin, założył sobie, że nikt go nie zda. Ale on, czyli rozmówca ojca, zdobył pytania – daje je staremu, żeby mi przekazał. Ojciec kazał mu spier…, czym wzbudził u niego wielkie przerażenie" - Grzegorz Religa wspomina sytuację z czasów swych studiów, chyba już dużo wcześniej "opisaną" przez kultowego Edmunda Niziurskiego w opowiadaniu "Równy chłopak i Rezus" - ten sam klimat, te same zasady, ta sama uczciwość życiowa.
Szkoda w sumie, że taka scena nie znalazła się - bo przecież mogłaby i chyba nawet powinna - w również kultowym już dziś filmie "Bogowie" (2014), wyreżyserowanym przez Łukasza Palkowskiego według scenariusza Krzysztofa Raka.
"Podczas tej naszej nocnej rozmowy padła jeszcze jedna, bardzo ważna, kwestia. Ojciec popatrzył mi w oczy i rzekł: 'Pamiętaj jedną rzecz: zawsze będziesz moim synem i nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić'. Ja to zrozumiałem tak: on mi nigdy w życiu niczego nie ułatwi, nie zrobi niczego za mnie, natomiast jeśli będę dostawał od kogoś naprawdę niezasłużony wpierdol, to on nie będzie na to patrzył obojętnie. Czyli że jest normalnym ojcem, pewnych rzeczy nie zrobi, ale też do pewnych rzeczy nie dopuści. Niby to wszystko człowiek wiedział, ale jak się to wszystko usłyszało, to fajnie było" - opisuje Religa junior kolejną scenę, której "zabrakło w filmie". A która pokazuje, że "dziedziczenie fachu" w wypadku Religów nie jest bynajmniej przejawem nepotyzmu - spotykanego w lukratywnych profesjach - tylko raczej odradzającej się tradycji rodzinnej.
Nie dostał się na medycynę od razu, pracował jako salowy, w tym czasie jego ojciec dokonał pierwszego w Polsce udanego przeszczepu serca
"Nie miałem żadnego pomysłu na życie. A jako że pochodziłem z rodziny lekarskiej, to stwierdziłem, że zostanę medykiem – bez jakiegoś specjalnego rozważania innych opcji. Na matematykę czy na politechnikę byłem za głupi. Humanistyka? No, czytać książki bardzo chętnie, ale nic więcej. W związku z czym została medycyna. Na szczęście" - wyjaśnia Religa junior Suchodolskiej. Za pierwszym razem się zresztą nie dostał, bo zabrakło mu "punktów". Żeby je zdobyć, przez rok pracował jako salowy na urologii. W tym samym czasie jego ojciec dokonał pierwszego w Polsce udanego przeszczepu serca.
Kardiochirurg w drugim pokoleniu ma też wiele do powiedzenia na temat absurdów w polskim systemie ochrony zdrowia i robi to bez ogródek. "Jedziemy samochodem z ważnym, amerykańskim gościem, suniemy po granicy między parkiem a szpitalem. A w tym parku pełno ludzi w szlafrokach, spacerują, jarają szlugi. Amerykański kardiochirurg mnie pyta: 'Kim są ci ludzie?'. 'To pacjenci szpitala' - odpowiadam. Zapadła cisza. Po chwili on pyta: 'Jak to jest możliwe? Skoro oni mogą chodzić po parku, palą papierosy, to na pewno nie wymagają pobytu w szpitalu. To niedorzeczność, marnotrawstwo jakieś'" - opowiada kolejną "filmową scenę".
Książka "Religa ojciec i syn" jest bowiem w pewnym sensie swoistym suplementem albo raczej sequelem filmu "Bogowie". Z nie mniej ważkim przesłaniem. Deklarujący się jako ateista lekarz Grzegorz Religa bardzo emocjonalnie odnosi się do niektórych "osiągnięć" współczesnej medycyny.
"Jestem absolutnym, absolutnym wrogiem eutanazji. Uważam, że to, co się dzieje w części krajów zachodnich – eutanazja na życzenie – jest skandalem. Nie, nie i jeszcze raz nie. Jeśli ktoś chce popełnić samobójstwo, niech wyskoczył przez okno, tylko niech uważa, czy komuś na głowę nie spadnie" - mówi. "Moje postrzeganie świata pod względem etycznym wynika z kultury chrześcijańskiej. Zostałem w niej wychowany, choć wzrastałem w czasach komuny. No i jestem lekarzem, mam ratować życie, a nie je odbierać. Tak widzę i oceniam świat, więc na pewne rzeczy się godzę, na pewno jednak nie godzę się na taką absolutną wolność, jaka jest w tej chwili postulowana przez niektórych" - podsumowuje rozmowę z Mirą Suchodolską dr nauk medycznych kardiochirurg Grzegorz Religa.
Książka "Religa ojciec i syn" opublikowana nakładem Wydawnictwa Czerwone i Czarne dostępna w księgarniach od środy. (PAP)
Paweł Tomczyk
js/