"Decyzja o tym, czy ma być przeprowadzona sekcja czy też nie, czy ma być ekshumacja czy też nie, należy na pewno nie do polityka, nie do urzędnika, nie do lekarza, ale należy do prokuratora" - powiedziała Kopacz po wyjściu z Prokuratury Krajowej, gdzie przesłuchiwano ją jako świadka w śledztwie dotyczącym m. in. nieprzeprowadzenia sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej.
Pytana czy wie, dlaczego po przewiezieniu ciał do Polski nie odbyły się ponowne sekcje zwłok ofiar katastrofy i czy jako minister zdrowia miała na to wpływ, odpowiedziała dziennikarzom: "Proszę mi pokazać mi taki kraj, w którym o przeprowadzeniu sekcji decyduje lekarz a nie prokurator, urzędnik a nie prokurator". Dopytywana, czy to prokuratora popełniła błąd, Kopacz odpowiedziała, że ocena, kto popełnił błąd, nie należy do niej.
"Stawiłam się, jak każdy obywatel, na wezwanie prokuratury. Może trochę dziwić, że to wezwanie miałam trzy tygodnie temu, a informacja, że mam się stawić, wypłynęła z prokuratury dopiero wczoraj" - powiedziała Kopacz. Zastrzegła, że zgodnie artykułem Kodeksu karnego o sankcjach za rozpowszechnianie informacji z postępowania przygotowawczego nie może "udzielać informacji na temat pytań, rozmów ani zakresu tej rozmowy". Zaznaczyła, że rozmowa przebiegła w dobrej atmosferze, a prokurator był "bardzo uprzejmy".
Powiedziała, że pojechała do Moskwy opiekować się rodzinami, z własnej inicjatywy i za zgodą premiera. "Ja tam nie pojechałam na wizytę dwustronną, na zaproszenie minister zdrowia, bo ja tam nie wykonywałam czynności związanych z ministerstwem zdrowia. Pojechałam opiekować się rodzinami, które tam były, na moją własną prośbę i za zgodą premiera. I taka była moja funkcja, i taka była moja rola. Żadnej innej roli tam nie spełniałam" - podkreśliła. Po katastrofie Kopacz pojechała z zespołem ekspertów do Moskwy, by uczestniczyć w identyfikacji ofiar. Bliscy niektórych ofiar zarzucali jej później, że na miejscu nie dopilnowano prac strony rosyjskiej.
Była premier: zawsze wszystko można zrobić lepiejWyraziła przekonanie, że przyjdzie czas, kiedy będzie można mówić o szczegółach. Pytana, czy ma sobie coś do zarzucenia, odrzekła, że zawsze wszystko można zrobić lepiej. Pytana o udział w sekcjach zwłok na miejscu polskich patomorfologów, odparła: "Jak będę mogła odpowiedzieć szczegółowo na każde pytanie, nie narażając się, że łamię jakikolwiek paragraf, może nawet książkę na ten temat napiszę".
"Gdyby mnie ktoś zapytał po tych siedmiu latach, czy bym zdecydowała się i pojechała do Moskwy, to odpowiem państwu: tak, zawsze warto być przyzwoitym, pomagać innym" - powiedziała.
O udziale w posiedzeniu rosyjskiej grupy kryzysowej tuż po katastrofie powiedziała: "Trudno, żebym tam nie była na prośbę ambasadora; ambasador poprosił mnie, żeby tam być".
Zapewniła, że będzie się przeciwstawiać wykorzystywaniu katastrofy do celów politycznych. "Od siedmiu lat gra się czymś, co jest wielkim narodowym nieszczęściem, więc nie chcę, by tak było. Gwarantuję, że jak wtedy, kiedy miałam odwagę pojechać do Moskwy, gdy inni nie mieli tej odwagi, tak będę miała odwagę do ostatniej kropli krwi bić się o to, żeby nie upolityczniać jakiegokolwiek zdarzenia tak tragicznego w Polsce. Będę się o to biła. Będę się biła o dobre swoje imię i będę sił biła również o to, aby tragedii politycznych nie wykorzystywać do dzielenia Polaków" - deklarowała Kopacz.
Nie chciała komentować wtorkowej wypowiedzi szefa MON Antoniego Macierewicza (PiS), że premier Donald Tusk ona sama w 2010 r. wiedzieli o pomieszaniu szczątków w trumnach.
Była też pytana o wypowiedź rzeczniczki PiS Beaty Mazurek, której zdaniem warto rozważyć postawienie przed Trybunałem Stanu Kopacz i byłego premiera Donalda Tuska. "Jeśli Trybunał Stanu ma grozić za to, że się pomaga ludziom, to ja mogę nawet co tydzień stawać przed Trybunałem Stanu" - odpowiedziała była szefowa rządu.
Kopacz była kolejnym świadkiem po Tusku i SikorskimO wezwaniu byłej premier, byłej minister zdrowia Ewy Kopacz jako świadka w śledztwie, dotyczącym m. in. nieprzeprowadzenia sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej, Prokuratura Krajowa poinformowała we wtorek. W tej samej sprawie prokuratorzy wezwali na przesłuchanie w lipcu szefa Rady Europejskiej, byłego premiera Donalda Tuska, przesłuchany został też były szef MSZ Radosław Sikorski.
Również we wtorek Prokuratura Krajowa potwierdziła medialne doniesienia, że w trumnie tragicznie zmarłego dowódcy Wojsk Specjalnych gen. Włodzimierza Potasińskiego znajdowały się szczątki trzech innych osób. W poniedziałek PK podała, że w trumnie b. dowódcy operacyjnego sił zbrojnych gen. Bronisława Kwiatkowskiego znaleziono szczątki innych osób. Na początku roku okazało się, że zamienione zostały ciała ówczesnego szefa PKOl Piotra Nurowskiego i prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika.
Decyzja o ekshumacji 83 ofiar katastrofy (wcześniej, w latach 2011-12, przeprowadzono dziewięć ekshumacji, decyzja o nich wynikała m. in. z wykrytych nieprawidłowości w rosyjskiej dokumentacji medycznej; cztery osoby zostały skremowane) zapadła w zeszłym roku. Do tej pory ekshumowano 26 ciał; ostatnie - we wtorek.
Wątpliwości dotyczące m.in. tożsamości ofiar pojawiły się od 2011 r., kiedy rodziny dostały dokumentację medyczną sporządzoną przez stronę rosyjską. Przeprowadziwszy dziewięć ekshumacji stwierdzono, że sześć ciał zostało złożonych nie w swoich grobach. Biegli, którzy wówczas przeprowadzali badania, ocenili, że błędy dotyczą 90 proc. rosyjskiej dokumentacji medycznej.
W katastrofie 10 kwietnia 2007 w Smoleńsku zginęło 96 osób lecących na uroczystości rocznicy zbrodni katyńskiej, wśród nich prezydent Lech Kaczyński, wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, grupa parlamentarzystów, dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych RP, przedstawiciele ministerstw, organizacji kombatanckich i społecznych oraz osoby towarzyszące.(PAP)
brw/ ral/ krm/ gdyj/ dsr/ bos/