Podkreślił, że jego zdaniem Turów nie może wstrzymać wydobycia.
Kurtykę pytano, jak to się stało, że choć spór o Turów trwał latami, porozumienia nie ma.
"Położyliśmy na stole bardzo dobrą ofertę. Skorzystaliby z niej przede wszystkim mieszkańcy regionu, gdzie istnieje poczucie zagrożenia i gdzie brakuje inwestycji w infrastrukturę wodociągową. Wyszliśmy naprzeciwko oczekiwaniom Kraju Liberadzkiego – bezpośredniego sąsiada elektrowni i kopalni w Turowie. Zaproponowaliśmy też szczodry pakiet wsparcia. Chcieliśmy również uruchomić szczegółowy monitoring środowiskowy, aby rozmawiać o faktach na podstawie konkretnych danych z kopalni" – powiedział minister.
Podkreślił, że choć strona polska postawiła "na pełną transparentność" i chciała stworzyć warunki do porozumienia się, jej oferta nie została przyjęta, a na końcu negocjacji doszło do "eskalacji żądań" ze strony czeskiej. Zaznaczył, że odbyło się 17 tur rozmów w tej sprawie.
Minister przekonywał, że strona polska wykazywała, że środek tymczasowy w postaci zamknięcia kopalni jest "absolutnie nieproporcjonalny w stosunku do sytuacji".
"W historii Trybunału mieliśmy takie przypadki. Wspomnę o elektrowniach jądrowych w Belgii, które zostały zaskarżone przez organizacje pozarządowe. Wtedy jednak TSUE nie zażądało wygaszenia działalności elektrowni, mówiąc, że istnieje wyższy interes w postaci bezpieczeństwa publicznego. Dziwi nas i nie rozumiemy, dlaczego nasze argumenty nie zostały wzięte pod uwagę przez panią wiceprezes TSUE" – powiedział Kurtyka.
Ocenił, że zastosowano środek, który jest "nieproporcjonalnie większy niż wyrok możliwy". Stwierdził, że na 560 stron ekspertyz i 57 stron wniosku strona polska uzyskała "11-stronicową lakoniczną odpowiedź, w której stwierdzono, że pani sędzia się z nami nie zgadza". (PAP)