Hurkacz rozgromił Rosjanina. Polak awansował do ćwierćfinału turnieju tenisowego w Indian Wells

2021-10-14 09:24 aktualizacja: 2021-10-14, 12:26
Hubert Hurkacz. Fot. Ray Acevedo PAP/EPA
Hubert Hurkacz. Fot. Ray Acevedo PAP/EPA
"Czułem się bardzo dobrze. Funkcjonował mój return, sporo 'darmowych' punktów dał mi serwis" - przyznał Hubert Hurkacz po trwającym ledwie 64 minuty meczu z Rosjaninem Asłanem Karacewem, który dał polskiemu tenisiście awans do ćwierćfinału turnieju ATP masters 1000 w Indian Wells.

"Czułem się naprawdę bardzo dobrze i to zdecydowało o udanym rewanżu z Asłanem. Dobrze funkcjonował mój return i dostałem sporo darmowych punktów przy moim serwisie" - podsumował Hurkacz wygraną 6:1, 6:3.

Niespełna dwa tygodnie temu w drugiej rundzie turnieju ATP w San Diego 24-letni wrocławianin uległ cztery lata starszemu Rosjaninowi w trzech setach. "Walczyłem na maksa, ale nie serwowałem wtedy zbyt dobrze. Dziś było zupełnie inaczej" - przyznał rozstawiony w Kalifornii z numerem piątym Polak.

Przedwczesne odpadniecie sprawiło, że Hurkacz miał czas na odpoczynek i przygotowanie się do prestiżowych zawodów w Indian Wells. Niespełna 200-kilometrową drogę z San Diego do Palm Springs pokonał za kierownicą żółtego McLarena 720S, czyli marki, której jest ambasadorem.

"Jestem wielkim fanem motoryzacji i uwielbiam te samochody. Sam takim jeżdżę w Polsce. To była fajna odskocznia od tenisa. Odprężałem się też poprzez grę w golfa z trenerem i menedżerem" - tłumaczył.

Mecz trwał nieco ponad godzinę

Zanim doszło do rewanżu z Karacewem Hurkacz i jego rywal musieli wygrać w Indian Wells po dwa mecze. Obaj nie stracili w nich choćby seta, a Rosjanin odprawił z kwitkiem m.in. wyżej notowanego Denisa Shapovalova. W starciu z Polakiem nie miał jednak żadnych argumentów i przegrał wyraźnie.

Mecz trwał nieco ponad godzinę, dlatego Hurkacz na konferencji został zapytany, czy nie ma w planach zaliczyć dodatkowego treningu wyrównawczego.

"Po teoretycznie łatwych zwycięstwach nie ma sensu trenować, bo choć czasem są to krótkie mecze, to jednak emocjonalnie człowiek daje w nich z siebie bardzo dużo. Żaden trening tego nie zastąpi, dlatego lepszym rozwiązaniem jest po takim spotkaniu odpoczynek" - przyznał.

Awans do ćwierćfinału dał Polakowi wirtualny awans na 10. lokatę w rankingu ATP. Pozbawić najwyższej w karierze pozycji może go pozbawić tylko Argentyńczyk Diego Schwartzman, ale musiałby wygrać turniej nazywany często "piątą lewą Wielkiego Szlema".

Rezydujący na stałe w Monte Carlo tenisista z Wrocławia zarobił już 180 punktów ATP oraz 175 tys. dolarów. O półfinał i podwojenie tych kwot powalczy w czwartek wieczorem czasu polskiego z Bułgarem Grigorem Dimitrovem, który niespodziewanie wyeliminował najwyżej rozstawionego Rosjanina Daniiła Miedwiediewa.

"Jeśli ranking jest wysoki to znaczy, że wyniki są dobre, ale i na odwrót. Teraz jednak skupiam się wyłącznie na moim pierwszym w karierze starciu z Grigorem. To bardzo groźny zawodnik, muszę wznieść się na wyżyny" - podsumował trenowany przez Craiga Boyntona półfinalista tegorocznego Wimbledonu.

Z USA dla PAP - Tomasz Moczerniuk

dsk/