Zarówno izraelskie, jak i międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka potępiły tę decyzję jako atak na społeczeństwo obywatelskie i wyraziły solidarność ze zdelegalizowanymi NGO.
Również ONZ skrytykowała posunięcie izraelskich władz. Z kolei rzecznik Departamentu Stanu USA Ned Price powiedział, że Stany Zjednoczone, które nie zostały poinformowane wcześniej o takich zamiarach, będą starały się uzyskać wyjaśnienia "od izraelskich partnerów".
Zdelegalizowane grupy to: Al-Hak - organizacja praw człowieka utworzona w 1979 roku; Addameer; Międzynarodowa Obrona Dzieci - Palestyna; Centrum Bisan na rzecz Badań i Rozwoju; Unia Palestyńskich Komitetów Kobiet oraz Unia Komitetów Prac Rolnych.
Resort obrony Izraela poinformował, że organizacje te były niejawnie powiązane z Ludowym Frontem Wyzwolenia Palestyny (PFLP) uznawanym przez Zachód za organizację terrorystyczną.
Ministerstwo podało też, że grupy, które otrzymały "znaczne sumy od krajów europejskich i organizacji międzynarodowych", są "głównym źródłem" finansowania PFLP".
Delegacja Unii Europejskiej na terytoriach palestyńskich przyznała, że finansuje część działalności niektórych spośród zdelegalizowanych organizacji. Jej rzecznik poinformował, że poprzednie zarzuty dotyczące niewłaściwego wykorzystania funduszy europejskich nie zostały potwierdzone, ale delegacja "poważnie potraktuje tę (nową) sprawę i sprawdzi czy obecne oskarżenia mają jakieś podstawy".
Organizacje Human Rights Watch i Amnesty International wydały wspólne oświadczenie, w którym uznały decyzję izraelskiego rządu za "atak na międzynarodowy ruch praw człowieka".
Izraelska organizacja broniąca praw człowieka B'Tselem nazwała deklaracje resortu obrony "działaniem typowym dla reżimów totalitarnych, który w oczywisty sposób ma na celu zamknięcie tego rodzaju organizacji".
"B'Tselem jest solidarna z naszymi palestyńskimi kolegami i dumna z naszej wspólnej pracy przez wiele lat; jest też zdeterminowana, by ją kontynuować" - głosi komunikat grupy. (PAP)