Polska Agencja Prasowa: Czym jest dla pana podpisanie przez PZKosz umowy z Totalizatorem Sportowym, który objął patronat nad polską koszykówką 3x3?
Piotr Renkiel: Dla mnie to tak naprawdę spełnienie marzeń. Od kiedy zacząłem grać i zostałem później trenerem, marzyłem o tym, żeby powstała w Polsce zawodowa liga w tej konkurencji. Mam nadzieję, że małymi krokami, poczynając od dwóch przerw na ligę 3x3 w tym sezonie, w następnych latach będzie się ona rozwijała. Umowy z takimi wielkimi partnerami dają impuls całej koszykówce, nie tylko tej 3x3, ale ogólnie jako dyscyplinie. Bo tak naprawdę są to naczynia połączone. Dzięki umowie powstała teraz zawodowa drużyna, która wyłącznie będzie się zajmować koszykówką 3x3. Poprzez starty w turniejach World Tour i challengerach staniemy przed szansą zdobywania punktów do rankingu, które mogą pozwolić reprezentacji awansować do turniejów mistrzowskich bez kwalifikacji.
PAP: Od kiedy zacznie funkcjonować pierwszy polski zespół zawodowy?
P.R.: Wszystko zależy od tego, kiedy FIBA 3x3 ogłosi kalendarz startów. Nie jest tak, że na każdy turniej od razu z marszu można się dostać. Są eliminacje, które trzeba przejść. Taką imprezę można też zorganizować w Polsce. Liczymy, że pierwszy historyczny challenger odbędzie się u nas w kraju. Dzięki temu możemy też otrzymywać zaproszenia od klubów organizujących u siebie podobne imprezy.
PAP: Jaki jest plan zbudowania tej drużyny?
P.R. Na razie mamy już czterech zakontraktowanych zawodników. To brązowi medaliści mistrzostw Europy: Przemysław Zamojski, Piotr Pawłowski, Szymon Rduch i Łukasz Diduszko. Na nich ma się oprzeć Lotto 3x3 Team. Drużyna formalnie startuje 1 stycznia. Chcielibyśmy ją rozwijać, docelowo do sześciu, może nawet ośmiu zawodników, żebyśmy mogli swobodnie trenować. Bardzo ciężko jest robić to w czwórkę. Na razie jakoś sobie radzimy, trenujemy w Gdyni. Mamy trzech zawodników na miejscu, czasem ja się przebiorę. Jest kilku reprezentantów Polski w Trójmieście, czy to młodzieżowych, czy seniorów, więc możemy czasem potrenować w większej grupie.
PAP: Team Lotto jest tożsamy z reprezentacją Polski...
P.R.: W tym momencie tak jest, jednak musimy wziąć pod uwagę, że są to koszykarze, którzy zrezygnują z gry 5x5 i poświęcą się odmianie 3x3. W reprezentacji Polski mogą też się znaleźć zawodnicy, którzy na co dzień grają w klasyczną koszykówkę, a w trakcie zgrupowań kadry narodowej 3x3 będą przygotowywać się do turniejów mistrzowskich.
PAP: Minione miesiące to dla pana i reprezentacji zmienność nastrojów. Awans olimpijski, odważne zapowiedzi nawet złotego medalu w Tokio, występ na igrzyskach poniżej oczekiwań, a potem sukces i brązowy medal mistrzostw Europy w Paryżu. Za trzy lata w stolicy Francji uda się poprawić wynik z Japonii?
P.R: Rzeczywiście, był to dla nas emocjonalny rollercoaster. Przyznam, że przyszły też momenty załamania, ale mistrzostwa kontynentu pokazały, że potrafimy się jeszcze zebrać w sobie i udowodnić, że jesteśmy w światowej czołówce. Mamy teraz długoletni plan, aby awansować na igrzyska olimpijskie w Paryżu, gdzie we wrześniu mieliśmy ten niesamowity rzut Przemka Zamojskiego. Mam nadzieję, że będziemy w stanie sięgnąć tam za trzy lata po medal, na który tak liczyliśmy w Tokio. To dla nas dodatkowa motywacja - pokazać, że tamte słowa nie były rzucone na wiatr.
PAP: Przed mistrzostwami Europy podjął pan salomonową decyzję, rezygnując z zabrania do Paryża Michaela Hicksa, przez wiele lat gwiazdora reprezentacji. Czym kierował się pan w tym trudnym bez wątpienia momencie?
P.R.: Tak, nie była to łatwa decyzja. Wiemy, że Michael Hicks przez dłuższy czas był liderem drużyny. Jednakże coś się wypaliło w tym zespole i konieczna była zmiana lidera. Naturalnie widać było, że Przemek Zamojski powoli chciałby nim zostać. Porozmawialiśmy, powierzyłem mu tę rolę. Jak widać, doskonale się w niej spisał. Do składu doszedł Łukasz Diduszko, który tak naprawdę od zawsze przygotowuje się z nami w kadrze. Czekał na swoją szansę i myślę, że z bardzo dobrej strony pokazał się na mistrzostwach Europy. Udowodnił, jakim charakternym jest zawodnikiem. Nigdy wcześniej nie reprezentował kraju, pojechał na swoją pierwszą mistrzowską imprezę i zdobył brązowy medal. Mam nadzieję, że w koszykówce 3x3 jeszcze wiele takich historii usłyszymy.
PAP: Inne pytanie o personalia. Był moment przed igrzyskami w Tokio, że pierwszym rezerwowym w reprezentacji był Karol Gruszecki, który potem przestał być brany pod uwagę. Czy ma szanse, by ponownie zainteresować pana swoją osobą?
P.R.: Każdy zawodnik ma szanse. To sprawa otwarta. Nie jest tak, że to grupa hermetycznie zamknięta. Ciężko jest współpracować z zawodnikami, którzy przygotowują się w klubach. Akurat Trefl Sopot gra w tym roku dodatkowo w europejskich pucharach, więc wyciągnięcie Karola za zgrupowanie w sierpniu czy wrześniu było bardzo trudne. Powtórzę: nikt nie ma zamkniętej drogi. Chcemy, żeby reprezentacja grała o najwyższe cele i będziemy to robić z zawodnikami, którzy będą do tego przygotowani i najbardziej będą pragnęli sukcesu. (PAP)
Rozmawiał Marek Cegliński
io/